Szkoła się dla mnie zaczęła. Sprawa z Kate się załagodziła, ale obiecałem jej nie męczyć Reiko. Jak kto to interpretuje, nie będę się nad nim znęcać... zabiję go szybko. Ciekawe, pewnie Seishin Hades też tu przysłał w tym celu. Właśnie biegłem po korytarzu spiesząc się na biologię z panem Shu. Gdzie może być ta sala? Miłosz powiedział mi, że niedaleko wieży dziewcząt, Kate, że na szóstym piętrze, a pan Filip, że na zewnątrz... nigdzie nie ma. Czytałem kiedyś Harry'ego Pottera, może to coś w stylu pokoju życzeń? "Chciałbym, aby przede mną pojawiły się drzwi od sali biologicznej", pomyślałem. Zamknąłem oczy, a po otwarciu ich ujrzałem drzwi z napisem "sala biologiczna". Ucieszyłem się i podbiegłem do nich... hahaha... ha-ha... Za nimi była ściana. Wyrwałem drzwi z zawiasów i roztrzaskałem je na ścianie. Wypuściłem powietrze i zobaczyłem jakieś 10 metrów dalej dzwi z tym samym napisem.
-Kurwa, kolejna podróba! - ryknąłem otwierając drzwi. Patrzyła na mnie cała klasa, niektórzy się śmiali, niektórzy patrzyli z przerażeniem po moim występie z Kath. Pan Shu na szczęście był zanurzony w szufladzie szukając pewnie czegoś. Po cichu usiadłem w ostatniej ławce przy oknie, wyjąłem zeszyt i zacząłem w nim rysować jakieś pierdoły.
-Fatalnie rysujesz - mruknął ktoś z przodu.
<Ktoś? C:>
sobota, 24 stycznia 2015
Od Tresh'a cd. opowiadania Seishin i Metro
-O, Cerberek –uśmiechnąłem się jak psychopata. –Cześć psiaku –podszedłem bliżej. Chciałem pogłaskać go po jednej z głów, jednak odgryzł mi dłoń. –Ty chol*ro –po chwili zregenerowała mi się ręka. Uderzyłem nią w psa. Odleciał w bok na kilka metrów. Po chwili się pozbierał i ruszył na mnie. W ostatnim momencie odskoczyłem. Potwór przyj*bał głową w kamień. –To żałosne… -ponownie zaczął na mnie biec. Tym razem złapałem go za szyję środkowej głowy i pchnąłem (znowuuu ._.) nim z całej siły. Spadł na ziemię spory kawałek od nas. –Na czym stanęliśmy? –wróciłem do blondynki. Tym razem bez zbędnego gadania. Wbiłem kły w jej szyję. Ta krew była niesamowita. Oderwałem się od niej. – O CHOLERA! –padłem na ziemię. Leżałem na plecach. –To jest zaje*iste –śmiałem się. Niesamowite uczucie. Rozkazałem demonowi wypuścić dziewczyny.
<Sei, Metro? Magia LSD, czy skutki picia wódki?>
<Sei, Metro? Magia LSD, czy skutki picia wódki?>
Od Tresh'a cd. opowiadania Seishin
Nudziło mi się. Cholernie mi się nudziło. Nie ma w co grać, nie ma co oglądać… Wyszedłem na dwór. Przechadzając się wokół uniwerku zauważyłem nikogo innego jak Seishin. Stanąłem pod drzewem, na którym siedziała.
-Blondyneczko! –krzyknąłem. Dziewczyna chyba się tego nie spodziewała. Straciła równowagę i zaczęła spadać. Złapałem ją. –Cześć Złotko –z rośliny zeskoczył też czarny pies. Zaczął warczeć. –Patrz słodziaku. Mam twoją panią. Ruszysz się choćby na krok obiecuję ci, że nie wyjdzie z tego cała –uśmiechnąłem się szeroko nie pokazując zębów. Zwierzę usiadło. Poczułem jak coś wbija mi się w szyję. –Oj słońce. Wiesz, że to nie działa. Byłabyś łaskawa wyciągnąć swoją zabawkę?
-NO PUŚĆ MNIE! –zaczęła się szarpać.
-Nie ma takiej opcji –ruszyłem w stronę ogrodu.
-Możesz mi powiedzieć czego ty ode mnie chcesz?
-Wiesz co? –popatrzyłem na nią. –Chyba cię kocham –to trochę nie w moim stylu. Ale co tam. YOLO.
<Sei?>
-Blondyneczko! –krzyknąłem. Dziewczyna chyba się tego nie spodziewała. Straciła równowagę i zaczęła spadać. Złapałem ją. –Cześć Złotko –z rośliny zeskoczył też czarny pies. Zaczął warczeć. –Patrz słodziaku. Mam twoją panią. Ruszysz się choćby na krok obiecuję ci, że nie wyjdzie z tego cała –uśmiechnąłem się szeroko nie pokazując zębów. Zwierzę usiadło. Poczułem jak coś wbija mi się w szyję. –Oj słońce. Wiesz, że to nie działa. Byłabyś łaskawa wyciągnąć swoją zabawkę?
-NO PUŚĆ MNIE! –zaczęła się szarpać.
-Nie ma takiej opcji –ruszyłem w stronę ogrodu.
-Możesz mi powiedzieć czego ty ode mnie chcesz?
-Wiesz co? –popatrzyłem na nią. –Chyba cię kocham –to trochę nie w moim stylu. Ale co tam. YOLO.
<Sei?>
Od Rosco cd. opowiadania Seishin
-Do biblioteki... tylko nie wiem, gdzie ona jest.- westchnąłem.
-Tak, widać, idziesz w złą stronę.- zaśmiała się.
- Słuchaj, wybieram się do biblioteki po książkę od zielarstwa. Mogę cię przy okazji tam zaprowadzić.
- Dzięki.
-Nie ma za co.
-Jest. Wiesz, dzięki tobie tu jestem. Nadal nic nie pamiętam, ale może jednak coś mi się przypomni.-uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Chodźmy już do tej biblioteki.
Skinąłem. Droga nie była długa. Koło dziewczyny ciągle kręcił się zapewne jej pies.
- Jak się wabi?
-Shotto.
Zwierzę warknęło cicho na dźwięk swojego imienia. Kucnąłem przy nim. Wyglądał jakby chciał mi odgryźć łeb.
-Lepiej tego nie...
Pogłaskałem go. O dziwo najpierw był nieufny. Teraz spokojnie dawał się głaskać jak baranek.
-Czego?
<Seishin? Moja chyba uciekła na Atlantyk ;-; Ps. Podobno miałem Cię przed kimś ratować, ale nie wiem przed kim XD >
-Tak, widać, idziesz w złą stronę.- zaśmiała się.
- Słuchaj, wybieram się do biblioteki po książkę od zielarstwa. Mogę cię przy okazji tam zaprowadzić.
- Dzięki.
-Nie ma za co.
-Jest. Wiesz, dzięki tobie tu jestem. Nadal nic nie pamiętam, ale może jednak coś mi się przypomni.-uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Chodźmy już do tej biblioteki.
Skinąłem. Droga nie była długa. Koło dziewczyny ciągle kręcił się zapewne jej pies.
- Jak się wabi?
-Shotto.
Zwierzę warknęło cicho na dźwięk swojego imienia. Kucnąłem przy nim. Wyglądał jakby chciał mi odgryźć łeb.
-Lepiej tego nie...
Pogłaskałem go. O dziwo najpierw był nieufny. Teraz spokojnie dawał się głaskać jak baranek.
-Czego?
<Seishin? Moja chyba uciekła na Atlantyk ;-; Ps. Podobno miałem Cię przed kimś ratować, ale nie wiem przed kim XD >
Od Anarchii cd. opowiadania Melchiora
A to szczwana bestia. Popatrzyłam na chłopaka, który mnie dzisiaj prawie zgniótł. Uśmiechnęłam się lekko. Schowałam karteczkę do torby i wróciłam do słuchania nauczyciela. JESTEM WZOROWĄ UCZENNICĄ!
*Po lekcjach*
Poszłam do pokoju odłożyć książki. Przybrałam postać demona i zmieniłam się w białego kruka. Przeleciałam (tak, tak… wiem o tym.) przez szkołę i usiadłam na jednym z posągów stojących przed nią. Chłopak już tam stał. Wróciłam do normalnej postaci i zeskoczyłam na ziemię.
-Cześć, cześć –uśmiechnęłam się lekko.
-Witaj.
-Gdzie idziemy? –zapytałam
-Przed siebie –również się uśmiechnął.
-Nie do końca wiem jak się nazywasz. Zdradź mi swe imię nieznajomy –zachowuję się… dziwnie. Coś jest ze mną nie tak?
-Melchior.
-Bardzo int… -poczułam, że nie mam nic pod nogami. –CO SIĘ CHOL*RA JASNA WŁAŚNIE STAŁO?! DLACZEGO MY LECIMY?! –próbowałam się zmienić, jednak nic się nie działo.
-KUR*A NIE WIEM! -przelecieliśmy przez jakiś portal i wylądowaliśmy w środku lasu.
-Umarłam. Tak oficjalnie nie żyję.
-Wstawaj mała –chłopak podał mi rękę. Jego ubrania się zmieniły. Miał na sobie jasnobłękitny strój lokaja (taki jak Sebastian z Kuroshitsuji). Popatrzyłam na swoją sukienkę. Wyglądała jak ta Alicji z Krainy Czarów.
-Co jest grane? –usłyszałam szelest krzaków (?). –Biały królik? –podeszłam bliżej.
-NIE, STÓJ! –Melchior krzyknął do mnie. Było za późno. Ogromna, biała bestia rzuciła się na mnie. Powaliłam mnie na ziemię. Katana spadła mi z pleców i nie mogłam jej dosięgnąć. Wielkie króliko-coś podrapało mnie po klatce piersiowej. Straciłam przytomność.
<Ratuj mnie rycerzu! Pamiętaj! Tutaj nie da się używać mocy!>
*Po lekcjach*
Poszłam do pokoju odłożyć książki. Przybrałam postać demona i zmieniłam się w białego kruka. Przeleciałam (tak, tak… wiem o tym.) przez szkołę i usiadłam na jednym z posągów stojących przed nią. Chłopak już tam stał. Wróciłam do normalnej postaci i zeskoczyłam na ziemię.
-Cześć, cześć –uśmiechnęłam się lekko.
-Witaj.
-Gdzie idziemy? –zapytałam
-Przed siebie –również się uśmiechnął.
-Nie do końca wiem jak się nazywasz. Zdradź mi swe imię nieznajomy –zachowuję się… dziwnie. Coś jest ze mną nie tak?
-Melchior.
-Bardzo int… -poczułam, że nie mam nic pod nogami. –CO SIĘ CHOL*RA JASNA WŁAŚNIE STAŁO?! DLACZEGO MY LECIMY?! –próbowałam się zmienić, jednak nic się nie działo.
-KUR*A NIE WIEM! -przelecieliśmy przez jakiś portal i wylądowaliśmy w środku lasu.
-Umarłam. Tak oficjalnie nie żyję.
-Wstawaj mała –chłopak podał mi rękę. Jego ubrania się zmieniły. Miał na sobie jasnobłękitny strój lokaja (taki jak Sebastian z Kuroshitsuji). Popatrzyłam na swoją sukienkę. Wyglądała jak ta Alicji z Krainy Czarów.
-Co jest grane? –usłyszałam szelest krzaków (?). –Biały królik? –podeszłam bliżej.
-NIE, STÓJ! –Melchior krzyknął do mnie. Było za późno. Ogromna, biała bestia rzuciła się na mnie. Powaliłam mnie na ziemię. Katana spadła mi z pleców i nie mogłam jej dosięgnąć. Wielkie króliko-coś podrapało mnie po klatce piersiowej. Straciłam przytomność.
<Ratuj mnie rycerzu! Pamiętaj! Tutaj nie da się używać mocy!>
Od Melchiora cd. opowiadania Anarchii
- TO RACZEJ TY UWAŻAJ JAK CHODZISZ!- zacząłem krzyczeć na osobę która potknęła się o mnie, i nawet nie przeprosiła. Spojrzałem na drobną osóbkę, dosyć niską. Teraz dopiero zrozumiałem, że jest to dziewczyna, z niezwykle pięknymi oczami, i długimi kłami. Czyli była wampirem, ale miała zęby dłuższe niż moja siostra. O wiele. Patrzała na mnie z dołu rozgniewana, i chyba oczekiwała pomocy.
- Przeeepppraszam- wyjąkałem, i podałem rękę. Ta jednak fuknęła, i wstała bez niczyjej pomocy.
- Obejdzie się- burknęła, i podniosła swoją torbę z książkami. Schowałem dłoń w kieszeń, i patrzałam jak odchodzi. Zrobiło mi się gorąco, strasznie się spociłem. Ta śliczna wampirzyca stała przy sali w której miałem lekcje, i przeglądała podręcznik do biologii. Podszedłem do niej, ale zatrzymałem się w dobrej odległość i od niej. Spojrzała na mnie groźnie, a białe pasma jej włosów spadały na twarz.
- Śledzisz mnie czy co?-warknęła, a ja wyciągnąłem podręcznik do biologii. Otworzyłem na rozdziale 9. Było płodności i tych rzeczach. Nie zwróciłem uwagi na to, że stała i patrzała na mnie i podręcznik jak słup soli. Chyba zrozumiała że jesteśmy w tej samej klasie. Zadzwonił dzwonek, i kilka chwil później przyszedł nauczyciel prowadzący. Wszyscy weszli do klasy, i zaczęła się nawet ciekawa lekcja. Wziąłem jakąś kartkę, i napisałem do wampirzycy. Chciałem się z nią spotkać po lekcji. ''Przepraszam za tamten incydent. Jest mi przykro, ale chciałbym ci to wynagrodzić, i zaprosić na spacer''. Tak to było to. Poprosiłem dziewczynę w ławce obok by podała to biało włosej z długimi kłami. Odpowiedziała, że ma na imię Anarchia. Anarchia dostając mój liścik od razu spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się lekko.
<<Wujku? Będę grzeczny ale nie obiecuje <,<>>
- Przeeepppraszam- wyjąkałem, i podałem rękę. Ta jednak fuknęła, i wstała bez niczyjej pomocy.
- Obejdzie się- burknęła, i podniosła swoją torbę z książkami. Schowałem dłoń w kieszeń, i patrzałam jak odchodzi. Zrobiło mi się gorąco, strasznie się spociłem. Ta śliczna wampirzyca stała przy sali w której miałem lekcje, i przeglądała podręcznik do biologii. Podszedłem do niej, ale zatrzymałem się w dobrej odległość i od niej. Spojrzała na mnie groźnie, a białe pasma jej włosów spadały na twarz.
- Śledzisz mnie czy co?-warknęła, a ja wyciągnąłem podręcznik do biologii. Otworzyłem na rozdziale 9. Było płodności i tych rzeczach. Nie zwróciłem uwagi na to, że stała i patrzała na mnie i podręcznik jak słup soli. Chyba zrozumiała że jesteśmy w tej samej klasie. Zadzwonił dzwonek, i kilka chwil później przyszedł nauczyciel prowadzący. Wszyscy weszli do klasy, i zaczęła się nawet ciekawa lekcja. Wziąłem jakąś kartkę, i napisałem do wampirzycy. Chciałem się z nią spotkać po lekcji. ''Przepraszam za tamten incydent. Jest mi przykro, ale chciałbym ci to wynagrodzić, i zaprosić na spacer''. Tak to było to. Poprosiłem dziewczynę w ławce obok by podała to biało włosej z długimi kłami. Odpowiedziała, że ma na imię Anarchia. Anarchia dostając mój liścik od razu spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się lekko.
<<Wujku? Będę grzeczny ale nie obiecuje <,<>>
Od Seishin cd. opowiadania Tresh'a i Metro
- Zatruta krew? Nie polecam, jeszcze Ci zaszkodzi - odparła, nie wyrażając żadnych uczuć.
- Nigdy nie kosztowałem takowej krwi, więc skąd mam wiedzieć czy mnie nie oszukujesz? - uśmiechnął się szyderczo do Seishin.
- Ja nigdy nie kłamię - udała oburzenie.
- Naprawdę? - Thresh odsunął się od demonicy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- No dobra, nie - skrzywiła się, ale po chwili na jej bladej twarzyczce pojawił się zadziorny uśmieszek.
- O czym myślisz? - spytał, patrząc na nią niepewnie.
- Tak się zastanawiam czy może Cerber ma czas na zjedzenie Ciebie... Wiesz... Życzę Ci, aby jednak przybył tu i zjadł Twoją osobę, bo mnie zaczynasz wnerwiać - zaśmiała się, obnażając białe zęby. Wnet przez jej oczy przebiegł czerwony świetlik. Thresh nie znał jeszcze dobrze blondyny, więc zapewne nie wiedział o jej zdolności rzucania klątw, także patrzył na nią jak na wariatkę, natomiast Metro śmiała się pod nosem z niedoinformowania chłopaka.
- Co? - włożył ręce do kieszeni spodni.
- Nicz... - Metropolia wzruszyła ramionami i w tej chwili na drogę wyskoczył ogromny trzygłowy pies. Zaczął warczeć na Thresh'a.
<Metro? Thresh? Następnym razem sprawię Ci jakąś ciekawszą klątwę ;3>
- Nigdy nie kosztowałem takowej krwi, więc skąd mam wiedzieć czy mnie nie oszukujesz? - uśmiechnął się szyderczo do Seishin.
- Ja nigdy nie kłamię - udała oburzenie.
- Naprawdę? - Thresh odsunął się od demonicy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- No dobra, nie - skrzywiła się, ale po chwili na jej bladej twarzyczce pojawił się zadziorny uśmieszek.
- O czym myślisz? - spytał, patrząc na nią niepewnie.
- Tak się zastanawiam czy może Cerber ma czas na zjedzenie Ciebie... Wiesz... Życzę Ci, aby jednak przybył tu i zjadł Twoją osobę, bo mnie zaczynasz wnerwiać - zaśmiała się, obnażając białe zęby. Wnet przez jej oczy przebiegł czerwony świetlik. Thresh nie znał jeszcze dobrze blondyny, więc zapewne nie wiedział o jej zdolności rzucania klątw, także patrzył na nią jak na wariatkę, natomiast Metro śmiała się pod nosem z niedoinformowania chłopaka.
- Co? - włożył ręce do kieszeni spodni.
- Nicz... - Metropolia wzruszyła ramionami i w tej chwili na drogę wyskoczył ogromny trzygłowy pies. Zaczął warczeć na Thresh'a.
<Metro? Thresh? Następnym razem sprawię Ci jakąś ciekawszą klątwę ;3>
Od Seishin - Idziemy zamordować Reiko ;3
Po tym przemilutkim powitaniu z Kaen'em, Seishin ruszyła do swojego pokoju.
"Zapewne Hades go tu przysłał. Stawiam, że on również ma zamiar zgładzić Reiko, trzeba się będzie pośpieszyć z tym zbiorem ekwipunku.", pomyślała, wchodząc do lokum. Zgarnęła jeden ze swoich ulubionych sztyletów. Zmieniał postać pod wpływem magii użytkownika, niestety był jeden minus. Im większa i silniejsza broń, tym więcej magii wykorzystuje.
Blondynka chwyciła jeszcze swoją lalkę voodoo i wyszła. Miała zamiar pierwsza ubić Reiko, niestety z nim nie ma tak łatwo. Jest silniejszy, niż się wydaje, więc bez odpowiedniej broni ani rusz. Tylko szkoda, że czas nie pozwolił demonicy na przygotowanie się. Trzeba było iść na żywioł.
Seishin pytała się po drodze uczniów o Reiko Horigome, ale żaden z nich go nie widział. Zupełnie, jakby wszyscy się zmówili z blondaskiem. Właściwie nawet ona go nie widziała od bardzo dawna. Miała wrażenie, że się po prostu rozpłynął w powietrzu, a wszelki ślad po nim zaginął.
- HORGOME! POKAŻ SIĘ! - wrzasnęła wściekła, wychodząc na szkolny dziedziniec.
- Spokojnie, Seishin, złość piękności szkodzi - w odpowiedzi usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się gwałtownie, wyjmując z rękawa sztylet. Przy pomocy swojej energii magicznej zmieniła go w miecz.
- Jesteś, Reiko, a już się bałam, że zwiałeś - odparła, uważnie obserwując blondaska.
- Niech zgadnę, ty też chcesz mnie zabić? - oparł się o futrynę drzwi.
- Brawo, spostrzegawczy jesteś - przerzuciła miecz z prawej dłoni do lewej, po czym wyciągnęła z kieszeni zwój. - Hades polecił mi Cię zabić, chociaż nie tylko mnie. Kręci się tu jeszcze jeden łowca, a jak znam życie znalazłaby się też i większa liczba wysłanników.
- Czyli widzę, że nie jestem zbytnio lubiany w Hadesie - wzruszył ramionami.
- Przykro mi, ale nie przedłużajmy, chcę już poczuć ten przyjemny zapach krwi - posłała Reiko diabelski uśmiech, przyjmując pozycję do walki.
- Jesteś zabawna - blondasek roześmiał się. - Oberon! Ofelia! - krzyknął. Po chwili przed piekielnicą pojawiła się postać kelnerki z przyszłości oraz jakiegoś klona ze "Star Wars". Stanęli murem, chroniąc upadłego anioła.
- Wiecie co... Oby przygniótł was 300tonowy słoń - uśmiechnęła się słodko. Tęczówki dziewczyny zalśniły czerwonym blaskiem. Tak, to była klątwa. A jak to bywa z talentem demonicy, klątwy rzucone przez nią zawsze się spełniają. Nad towarzyszami blondaska otworzył się zielony portal, wyskoczył z niego ogromny słoń i spadł prosto na kelnerkę oraz klona. Seishin w tym czasie skoczyła na Reiko z mieczem. Nie wiedzieć jakim cudem on też sobie skołował broń - katanę rażącą prądem.
- Ch**era - mruknęła blondynka, zbierając się po porażeniu.
- Bolało? - Horigome roześmiał się. Ten paskudny głos ranił jej uszy.
- Niech Cię kiedyś szlag trafi - zamieniła swój miecz w ogromną fioletowo-czarną kosę. Zamachnęła się i skierowała ostrze w anioła. Zraniła go mocno w klatkę piersiową, ale w odpowiedzi otrzymała mieczem w bok. Złapała ręką za ranę, walcząc drugą dłonią. Nie dawała za wygraną i za każdym razem raniła blondaska, ale to nie było wystarczające. Musiała go unieruchomić, aby zabić. Jego zwinność przerastała siłę dziewczyny. Teraz pierwszy raz żałowała, że nie została cheerleaderką albo czymś w tym rodzaju.
<Aikele? To co? Mordujemy Reiko razem? ;3>
"Zapewne Hades go tu przysłał. Stawiam, że on również ma zamiar zgładzić Reiko, trzeba się będzie pośpieszyć z tym zbiorem ekwipunku.", pomyślała, wchodząc do lokum. Zgarnęła jeden ze swoich ulubionych sztyletów. Zmieniał postać pod wpływem magii użytkownika, niestety był jeden minus. Im większa i silniejsza broń, tym więcej magii wykorzystuje.
Blondynka chwyciła jeszcze swoją lalkę voodoo i wyszła. Miała zamiar pierwsza ubić Reiko, niestety z nim nie ma tak łatwo. Jest silniejszy, niż się wydaje, więc bez odpowiedniej broni ani rusz. Tylko szkoda, że czas nie pozwolił demonicy na przygotowanie się. Trzeba było iść na żywioł.
Seishin pytała się po drodze uczniów o Reiko Horigome, ale żaden z nich go nie widział. Zupełnie, jakby wszyscy się zmówili z blondaskiem. Właściwie nawet ona go nie widziała od bardzo dawna. Miała wrażenie, że się po prostu rozpłynął w powietrzu, a wszelki ślad po nim zaginął.
- HORGOME! POKAŻ SIĘ! - wrzasnęła wściekła, wychodząc na szkolny dziedziniec.
- Spokojnie, Seishin, złość piękności szkodzi - w odpowiedzi usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się gwałtownie, wyjmując z rękawa sztylet. Przy pomocy swojej energii magicznej zmieniła go w miecz.
- Jesteś, Reiko, a już się bałam, że zwiałeś - odparła, uważnie obserwując blondaska.
- Niech zgadnę, ty też chcesz mnie zabić? - oparł się o futrynę drzwi.
- Brawo, spostrzegawczy jesteś - przerzuciła miecz z prawej dłoni do lewej, po czym wyciągnęła z kieszeni zwój. - Hades polecił mi Cię zabić, chociaż nie tylko mnie. Kręci się tu jeszcze jeden łowca, a jak znam życie znalazłaby się też i większa liczba wysłanników.
- Czyli widzę, że nie jestem zbytnio lubiany w Hadesie - wzruszył ramionami.
- Przykro mi, ale nie przedłużajmy, chcę już poczuć ten przyjemny zapach krwi - posłała Reiko diabelski uśmiech, przyjmując pozycję do walki.
- Jesteś zabawna - blondasek roześmiał się. - Oberon! Ofelia! - krzyknął. Po chwili przed piekielnicą pojawiła się postać kelnerki z przyszłości oraz jakiegoś klona ze "Star Wars". Stanęli murem, chroniąc upadłego anioła.
- Wiecie co... Oby przygniótł was 300tonowy słoń - uśmiechnęła się słodko. Tęczówki dziewczyny zalśniły czerwonym blaskiem. Tak, to była klątwa. A jak to bywa z talentem demonicy, klątwy rzucone przez nią zawsze się spełniają. Nad towarzyszami blondaska otworzył się zielony portal, wyskoczył z niego ogromny słoń i spadł prosto na kelnerkę oraz klona. Seishin w tym czasie skoczyła na Reiko z mieczem. Nie wiedzieć jakim cudem on też sobie skołował broń - katanę rażącą prądem.
- Ch**era - mruknęła blondynka, zbierając się po porażeniu.
- Bolało? - Horigome roześmiał się. Ten paskudny głos ranił jej uszy.
- Niech Cię kiedyś szlag trafi - zamieniła swój miecz w ogromną fioletowo-czarną kosę. Zamachnęła się i skierowała ostrze w anioła. Zraniła go mocno w klatkę piersiową, ale w odpowiedzi otrzymała mieczem w bok. Złapała ręką za ranę, walcząc drugą dłonią. Nie dawała za wygraną i za każdym razem raniła blondaska, ale to nie było wystarczające. Musiała go unieruchomić, aby zabić. Jego zwinność przerastała siłę dziewczyny. Teraz pierwszy raz żałowała, że nie została cheerleaderką albo czymś w tym rodzaju.
<Aikele? To co? Mordujemy Reiko razem? ;3>
Od Anarchii do Melchiora
-Braciszku! –wbiegłam do pokoju brata. Leżał na łóżku i jak zwykle grał. Zignorował mnie. –Braciszku… -zdenerwowałam się. Byłam wściekła. –Ty dupku, jestem tutaj! –krzyknęłam, wyciągnęłam katanę z pochwy i odcięłam mu głowę. Kilka sekund później zregenerował się.
-Ty idiotko! Poje*ało cię?! –warknął, po czym wstał. Złapał mnie za sukienkę i podniósł do góry. –Co ty tu właściwie robisz?
-Edukuję się! –złożyłam ręce na piersiach. Thresh westchną i odłożył mnie na ziemię.
-Rodzice wiedzą?
-No jasne! Tym razem im powiedziałam! –byłam z siebie zadowolona.
-Bezsensu.
-Ty jesteś bezsensu.
-Idź już. Znajdź sobie przyjaciół czy coś –włączył konsole.
-Nienawidzę cię –wyszłam z pokoju. Ktoś na mnie wpadł. Upadłam na ziemię –PATRZ JAK CHODZISZ IDIOTO!
<Bulbozaurze?>
-Ty idiotko! Poje*ało cię?! –warknął, po czym wstał. Złapał mnie za sukienkę i podniósł do góry. –Co ty tu właściwie robisz?
-Edukuję się! –złożyłam ręce na piersiach. Thresh westchną i odłożył mnie na ziemię.
-Rodzice wiedzą?
-No jasne! Tym razem im powiedziałam! –byłam z siebie zadowolona.
-Bezsensu.
-Ty jesteś bezsensu.
-Idź już. Znajdź sobie przyjaciół czy coś –włączył konsole.
-Nienawidzę cię –wyszłam z pokoju. Ktoś na mnie wpadł. Upadłam na ziemię –PATRZ JAK CHODZISZ IDIOTO!
<Bulbozaurze?>
Od Seishin cd. opowiadania Tresh'a
Demonica przewróciła oczami. Thresh denerwował ją coraz bardziej, miała po prostu ochotę wyciągnąć sztylet i odciąć mu głowę. Gdyby nie ta cholerna regeneracja, już by nie żył, ale oczywiście świat musiał skołować Seishin zboczonego kolegę, który umie regenerować swoje rany!
"DZIĘKUJĘ! NAPRAWDĘ! GORZEJ BYĆ NIE MOGŁO!", krzyczała w myślach, próbując się wyżyć na swojej zatrutej duszy.
Weszła do swojego pokoju i pogłaskała Shotto po głowie. Padła na łóżko, rozprawiając o tym jakiego ma pecha.
"Szlag by go trafił...", pomyślała.
I tak po półgodzinnym filozofowaniu wyślizgnęła się przez okno (drzwi za daleko XD). Zsunęła po dachu, po czym zasiadła na gałęzi najbliższego drzewa.
<Thresh? Mam Shotto, strzeż się mego piekielnego psa, jeśli zaatakujesz, rozerwiemy Cię na strzępy ;-; ;3>
"DZIĘKUJĘ! NAPRAWDĘ! GORZEJ BYĆ NIE MOGŁO!", krzyczała w myślach, próbując się wyżyć na swojej zatrutej duszy.
Weszła do swojego pokoju i pogłaskała Shotto po głowie. Padła na łóżko, rozprawiając o tym jakiego ma pecha.
"Szlag by go trafił...", pomyślała.
I tak po półgodzinnym filozofowaniu wyślizgnęła się przez okno (drzwi za daleko XD). Zsunęła po dachu, po czym zasiadła na gałęzi najbliższego drzewa.
<Thresh? Mam Shotto, strzeż się mego piekielnego psa, jeśli zaatakujesz, rozerwiemy Cię na strzępy ;-; ;3>
Od Melchiora do Seishin
Była noc. Uniwersytet otulał mrok, a jego ściany były wręcz czarne, niż pomalowane na jakiś wesoły kolor. Usiadłem nad rzeką, patrząc na tafle wody. Widząc w niej swoje odbicie zastanawiałem się nad tym, czy by kogoś nie zabić... Żądza rosła u mnie jak u wampira, żądza krwi. Stawałem się powoli bestią, chociaż nikt nigdy o tym nie wiedział. Nawet moja siostra... Moje oczy stawały się krwawże, a źrenice powiększały się mocno. Nic nie mogło mnie powstrzymać od przeżuwania mięsa niewinnych ludzi, oraz miażdżenia ich kruchych kości. Księżyc był w pełni, a ja zamieniałem się w dzikiego zwierza, z klatką piersiową wydętą do przodu. Serce biło coraz wolniej, i wolniej. Paznokcie zamieniały się w pazury, a ręce były strasznie owłosione, i stały się łapami. Zęby zamieniały się w kły. Ubrania były podarte i brudne. Byłem gotowy na rzeź niewiniątek. Cofnąłem się znacząco od brzegu rzeki, i wziąłem duży rozpęd. Przeskoczyłem wodę, i byłem na drugim jej brzegu. Ruszyłem wolno w stronę miasta, idąc na 4 łapach. Na szyi wisiał łańcuszek z napisem: "DEAD Bi*CH!". Wiatru prawie w ogóle nie było, ale jak miał już wiać, był bardzo zimny. Mimo iż śniegu nie było, było na minusie. Obok przeleciał jakiś ptak, patrząc się na mnie ciekawie. Chciał nawet usiąść na moje plecy, ale jednym zgrabnym ruchem złapałem za jedno skrzydło, i urwałem je. Zjadłem je, jak i później samego gołębia. Na ziemi leżały szare piórka, w jakieś plamki. Oby mi nie zaszkodził. Dochodziłem do jakiegoś miasteczka. Nad sklepami wisiały neony, w różnych kolorach. Świeci jasno, i widać było wszystko dokładnie, nawet owłosione zwierzę rządne krwi(albo jak kto woli keczupu <,<). Kilka przechodniów spojrzało na mnie, i zaczęło uciekać. Pobiegłem za jakąś najwolniejszą ofiarą, i rzuciłem jej się do gardła. Kilka minut się z nią szarpałem, aż w końcu zostały tylko strzępy ubrań. Jakoś zmęczony, położyłem się spać w jakimś kącie.
--- Kilka godzin później ---
Obudziłem się w normalnej, ludzkiej formie. W telewizorach na wystawie były akurat wiadomości. Był w nich obraz mnie, jako włochata bestia. Usłyszałem za sobą cichy śmiech.
- Czyli to ty?
< Seishin?>
--- Kilka godzin później ---
Obudziłem się w normalnej, ludzkiej formie. W telewizorach na wystawie były akurat wiadomości. Był w nich obraz mnie, jako włochata bestia. Usłyszałem za sobą cichy śmiech.
- Czyli to ty?
< Seishin?>
Od Tamary cd. opowiadania Marshall'a (+18)
- A co? Nie widzisz mnie?
- Oj no weź...
- Wyjdź.- powtórzyła, tym razem z żargonem.
Mruknął coś pod nosem i o dziwo wylazł z pokoju przygaszony.Wzięła pierwsze lepsze ubranie, które wpadło jej w ręce i przebrała się. Pod drzwiami czekał Marshall. Dziewczyna wyszła z pokoju i przeszyła go podejrzliwym wzrokiem.
- Co robiłeś?- spytała twardo.
- Nic, po prostu...
- Słuchaj jeśli chciałeś się zabawić to trzeba było powiedzieć... nie mnie po cichaczu macać.- powiedziała.
- To ty... czułaś?- poczerwieniał w zakłopotaniu.
- Nie, teraz mi się wygadałeś.
Byli gdzieś w połowie drogi. Zajęcia trwały już od jakiś 10 minut, a oni szli jeszcze wolniej niż wcześniej. Nie spieszyło im się specjalnie na lekcje z Septumbrą, ba przewidywali by w ogóle na nią nie iść. Marshall na chwilę przystanął.
- Coś się stało?- spytała dziewczyna.
- Nie nic.- uśmiechnął się nieznacznie.
- Nadal się martwisz tamtą sytuacją w planetarium?- oparła się o ścianę, po czym usiadła na podłogę.
Usiadł obok i widząc jej spuszczony wzrok, delikatnie chwycił jej podbródek, zmuszając do spojrzenia na niego. Drugą ręką przejechał po jej policzku.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedział pewnie.- Widziałaś przecież, że ten facet to był zwykły gnojek.
Zaśmiała się nieznacznie. Na twarzy Marshall'a zawitał nieznośny uśmieszek.Zbliżył się powoli i pocałował ją. Ta nie została mu dłużna. Ugryzła jego dolną wargę i pociągnęła w swoją stronę. Kąciki jej ust podniosły się tworząc zawadiacki uśmiech. Zarzuciła ręce na jego ramiona, gdy ten przywarł ją do ściany. Z ust wyznaczył trasę przez szyję, gdzie zostawił po sobie pamiątkę w rodzaju malinki, do jej już odkrytych ramion. Zaczęła bawić się jego włosami, a nogami oplotła się wokół jego nóg. Podniósł ją i jeszcze mocnej przycisnął do ściany. Przez chwilę przestał składać pocałunki na jej ciele. Mruknęła niezadowolona. Ten jednak za czymś się rozglądał. W końcu nie zrobią tego na korytarzu. Jakby ktoś ich tu nakrył to mieliby nie lada kłopoty. Marshall otworzył drzwi, będące obok i przeniósł ją do środka. Zamknął je i na wszelki wypadek zablokował szczotką.
- Więc... na czym to stanęliśmy?- w jego oku zobaczyła iskrę.
Przyciągnęła go do siebie. Nie ustawali na namiętnych pocałunkach. Po pozbyciu się własnej koszulki chłopak rozpiął jej koszulę, po czym ta sama się z niej zsunęła. Przejechał łobuzersko po jej udzie przy pozbywaniu się jej spodni. Sama dziewczyna rozpięła jego dżinsy bez skrępowania. Złapała się szafki, aby ułatwić dostęp do zapięcia stanika, w efekcie kilka detergentów spadło na podłogę. Jego ręce jednak skierował na pośladki Tamary, a stanikiem zajęły się kły, które jednym ruchem go zniszczyły, uwalniając tym samym piersi dziewczyny. Została tylko dolna część garderoby, której Marshall pozbył się bez problemu.
< Marshall? Umowa to umowa ;u; >
- Oj no weź...
- Wyjdź.- powtórzyła, tym razem z żargonem.
Mruknął coś pod nosem i o dziwo wylazł z pokoju przygaszony.Wzięła pierwsze lepsze ubranie, które wpadło jej w ręce i przebrała się. Pod drzwiami czekał Marshall. Dziewczyna wyszła z pokoju i przeszyła go podejrzliwym wzrokiem.
- Co robiłeś?- spytała twardo.
- Nic, po prostu...
- Słuchaj jeśli chciałeś się zabawić to trzeba było powiedzieć... nie mnie po cichaczu macać.- powiedziała.
- To ty... czułaś?- poczerwieniał w zakłopotaniu.
- Nie, teraz mi się wygadałeś.
Byli gdzieś w połowie drogi. Zajęcia trwały już od jakiś 10 minut, a oni szli jeszcze wolniej niż wcześniej. Nie spieszyło im się specjalnie na lekcje z Septumbrą, ba przewidywali by w ogóle na nią nie iść. Marshall na chwilę przystanął.
- Coś się stało?- spytała dziewczyna.
- Nie nic.- uśmiechnął się nieznacznie.
- Nadal się martwisz tamtą sytuacją w planetarium?- oparła się o ścianę, po czym usiadła na podłogę.
Usiadł obok i widząc jej spuszczony wzrok, delikatnie chwycił jej podbródek, zmuszając do spojrzenia na niego. Drugą ręką przejechał po jej policzku.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedział pewnie.- Widziałaś przecież, że ten facet to był zwykły gnojek.
Zaśmiała się nieznacznie. Na twarzy Marshall'a zawitał nieznośny uśmieszek.Zbliżył się powoli i pocałował ją. Ta nie została mu dłużna. Ugryzła jego dolną wargę i pociągnęła w swoją stronę. Kąciki jej ust podniosły się tworząc zawadiacki uśmiech. Zarzuciła ręce na jego ramiona, gdy ten przywarł ją do ściany. Z ust wyznaczył trasę przez szyję, gdzie zostawił po sobie pamiątkę w rodzaju malinki, do jej już odkrytych ramion. Zaczęła bawić się jego włosami, a nogami oplotła się wokół jego nóg. Podniósł ją i jeszcze mocnej przycisnął do ściany. Przez chwilę przestał składać pocałunki na jej ciele. Mruknęła niezadowolona. Ten jednak za czymś się rozglądał. W końcu nie zrobią tego na korytarzu. Jakby ktoś ich tu nakrył to mieliby nie lada kłopoty. Marshall otworzył drzwi, będące obok i przeniósł ją do środka. Zamknął je i na wszelki wypadek zablokował szczotką.
- Więc... na czym to stanęliśmy?- w jego oku zobaczyła iskrę.
Przyciągnęła go do siebie. Nie ustawali na namiętnych pocałunkach. Po pozbyciu się własnej koszulki chłopak rozpiął jej koszulę, po czym ta sama się z niej zsunęła. Przejechał łobuzersko po jej udzie przy pozbywaniu się jej spodni. Sama dziewczyna rozpięła jego dżinsy bez skrępowania. Złapała się szafki, aby ułatwić dostęp do zapięcia stanika, w efekcie kilka detergentów spadło na podłogę. Jego ręce jednak skierował na pośladki Tamary, a stanikiem zajęły się kły, które jednym ruchem go zniszczyły, uwalniając tym samym piersi dziewczyny. Została tylko dolna część garderoby, której Marshall pozbył się bez problemu.
< Marshall? Umowa to umowa ;u; >
Od Kaena cd. opowiadania Kate.
Minęła kilka dobrych tygodni zanim Kate wyszła ze szpitala. W tym czasie aby móc zostać na uniwersytecie musiałem się zapisać na semestr. Kiedy tylko dotarła do mnie plotka, że Kath już jest w stanie funkcjonować w miarę normalnie pobiegłem do wieży dziewcząt i zacząłem szukać pokoju Kate. Znalazłem go, ale w nim spotkałem nie ją, a jakąś inną dziewczynę.
-Co tam, agresorze? - uśmiechnęła się do mnie.
-Emm... czemu agreorze? - spytałem się krzywiąc się.
-Prawie zabiłeś Kate - mruknęła i ześlizgnęła się z łóżka spadając na nogi z cichym tupnięciem.
-A perse, nie wiesz gdzie teraz jest? - zapytałem.
-Zdaje się, że powinna być teraz w jadalni... jest pora śniadania - zerknęła na zegarek.
-Okej, dzięki... - odparowałem. Otworzyłem drzwi...
-Czekaj.
-Co?
-Nazywam się Tamara.
-Kaen... - odpowiedziałem i wyszedłem.
Pobiegłem w stronę stołówki gdzie przy samym wejściu siedziała Kate jedząc tosta z jajkiem i szynką. Usiadłem obok niej i nabrałem na talerz trzy parówki i polałem je keczupem. Wziąłem kęs chleba.
-Smacznego - powiedziała zamiast powitania.
-Dzięki, i nawzajem - odpowiedziałem. Czułem okropne wyrzuty sumienia. Nigdy nie chciałem krzywdzić kogoś kto był niewinny, bądź nie był moim celem. - Przepraszam za tamto... naprawdę.
<Kate?>
-Co tam, agresorze? - uśmiechnęła się do mnie.
-Emm... czemu agreorze? - spytałem się krzywiąc się.
-Prawie zabiłeś Kate - mruknęła i ześlizgnęła się z łóżka spadając na nogi z cichym tupnięciem.
-A perse, nie wiesz gdzie teraz jest? - zapytałem.
-Zdaje się, że powinna być teraz w jadalni... jest pora śniadania - zerknęła na zegarek.
-Okej, dzięki... - odparowałem. Otworzyłem drzwi...
-Czekaj.
-Co?
-Nazywam się Tamara.
-Kaen... - odpowiedziałem i wyszedłem.
Pobiegłem w stronę stołówki gdzie przy samym wejściu siedziała Kate jedząc tosta z jajkiem i szynką. Usiadłem obok niej i nabrałem na talerz trzy parówki i polałem je keczupem. Wziąłem kęs chleba.
-Smacznego - powiedziała zamiast powitania.
-Dzięki, i nawzajem - odpowiedziałem. Czułem okropne wyrzuty sumienia. Nigdy nie chciałem krzywdzić kogoś kto był niewinny, bądź nie był moim celem. - Przepraszam za tamto... naprawdę.
<Kate?>
Od Rosco cd. opowiadania Seishin
Walnąłem się na łóżko.
- Pomocnik Śmierci.- mruknąłem zakręcając głową na lewo, gdzie stało sporych rozmiarów lustro. Spojrzałem na odbicie. W kącie dostrzegłem jakiś kształt. Nie był on jakiś konkretny.
Jakby dym obrany w czerwone ślepia, przyglądające mi się. Dobra, albo zwariowałem, albo coś brałem.
Przetarłem oczy. To coś zniknęło, ale nadal byłem zaniepokojony. W końcu tyle się wydarzyło jednego dnia. Byłem tym wszystkim zmęczony. Po prostu zasnąłem.
* * *
Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez okno. Przekląłem cicho i zakryłem się poduszką. Mijały tak godziny, nie miałem najmniejszego zamiaru się ruszyć. W końcu, co ja będę tam robił nikogo nie znając, no nikogo prócz Seishin, a pamiętać, to nikogo nie pamiętałem. Westchnąłem cicho. Może uda mi się coś z tym zrobić?
Wstałem i ubrałem się. Postanowiłem iść do biblioteki. Jedyne, co mi przyszło do głowy, może się tam czegoś dowiem?
< Seishin? Sroki, brak weny ;v>
- Pomocnik Śmierci.- mruknąłem zakręcając głową na lewo, gdzie stało sporych rozmiarów lustro. Spojrzałem na odbicie. W kącie dostrzegłem jakiś kształt. Nie był on jakiś konkretny.
Jakby dym obrany w czerwone ślepia, przyglądające mi się. Dobra, albo zwariowałem, albo coś brałem.
Przetarłem oczy. To coś zniknęło, ale nadal byłem zaniepokojony. W końcu tyle się wydarzyło jednego dnia. Byłem tym wszystkim zmęczony. Po prostu zasnąłem.
* * *
Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez okno. Przekląłem cicho i zakryłem się poduszką. Mijały tak godziny, nie miałem najmniejszego zamiaru się ruszyć. W końcu, co ja będę tam robił nikogo nie znając, no nikogo prócz Seishin, a pamiętać, to nikogo nie pamiętałem. Westchnąłem cicho. Może uda mi się coś z tym zrobić?
Wstałem i ubrałem się. Postanowiłem iść do biblioteki. Jedyne, co mi przyszło do głowy, może się tam czegoś dowiem?
< Seishin? Sroki, brak weny ;v>
Od Kate cd. opowiadania Kaen'a
Szczerze? Czułam się co najmniej fatalnie. A bandaż na boku nie był zbyt hmm... komfortowy? Cóż, byłam tylko pyłkiem, kolejnym uczniem... Pewien nauczyciel kiedyś mówił, że w każdym z nas drzemie wilk. W takim razie mój wygląda mniej więcej tak :
(piękny, nieprawdaż? :3 )
Obok mojego łóżka leżał nieprzytomny Reiko. Sądząc po jego oddechu, powinien był przeżyć. Pomyślałam, że za to jak mnie nastraszył może go poszczuć Defibrylatorem? Jednak mu odpuszczę. Do sali wszedł Kaen. Usiadł obok mojego łóżka.
- Przepraszam... trochę mnie poniosło - mruknął chwytając mnie za dłoń. Ręce miał ciepłe, a rany zadane mu przeze mnie już się zabliźniły, w końcu był demonem. Chociaż z drugiej strony bycie chłopcem na posyłki Hadesa nie było kolorową perspektywą.
- Przynajmniej się wyżyłam.- Spróbowałam się uśmiechnąć. Ale ból mi to utrudnił.- Jak stąd wyjdę to sobie pogadamy... - Skinęłam głową na groźnie patrząca pielęgniarkę pielęgniarkę.
- Dobra, już idę...
<Kaen? Reiko na razie jeszcze będzie żył >
(piękny, nieprawdaż? :3 )
Obok mojego łóżka leżał nieprzytomny Reiko. Sądząc po jego oddechu, powinien był przeżyć. Pomyślałam, że za to jak mnie nastraszył może go poszczuć Defibrylatorem? Jednak mu odpuszczę. Do sali wszedł Kaen. Usiadł obok mojego łóżka.
- Przepraszam... trochę mnie poniosło - mruknął chwytając mnie za dłoń. Ręce miał ciepłe, a rany zadane mu przeze mnie już się zabliźniły, w końcu był demonem. Chociaż z drugiej strony bycie chłopcem na posyłki Hadesa nie było kolorową perspektywą.
- Przynajmniej się wyżyłam.- Spróbowałam się uśmiechnąć. Ale ból mi to utrudnił.- Jak stąd wyjdę to sobie pogadamy... - Skinęłam głową na groźnie patrząca pielęgniarkę pielęgniarkę.
- Dobra, już idę...
<Kaen? Reiko na razie jeszcze będzie żył >
Od Aiko cd. opowiadanie Kate
- Ok- niechętnie się zgodziłam.- Ale teraz chodź na lekcje.
Na twarzy Kate malował się uśmiech. Osiągnęła swój cel. Włożyłam książki do torby Nike, i pociągnęłam jej rękę. W ostatniej sekundzie udało jej się złapać pluszowego lisa, i pobiegła za mną do sali. Już chciałam chwycić za nią, gdy stanęłam jak wyryta. Zaczęłam wracać do pokoju.
- Czeka, gdzie idziesz?- zawołała za mną. Odparłam że czegoś zapomniałam. Dzięki temu że jestem wampirem i umiem szybko biegać to zajęło mi to kilka chwil.
- Karus, pilnuj pokoju przed niechcianymi osobnikami- rzuciłam w stronę małego smoczka o barwie niebieskiej, który leżał na biurku. Miałam na myśli oczywiście Nick'a i jego kolegów.
Smoczek ziewnął głęboko, i poszedł dalej spać. Melchior zrobił mi przysługę(wow) i nauczyć Karusa zmniejszania się i powiększania gdy tego chce. Zamknęłam po cichu drzwi, i pobiegłam do klasy. Pociągnęłam za klamkę, i wyjrzałam. Nauczyciel szukał czegoś w torbie, a klasa gadała, i marudziła. Powoli usiadłam do swojej ławki, i patrzałam na tablicę.
- Czyli panna Sweris zaszczyciła nas swoją obecnością- odparł nauczyciel od historii patrząc na mnie.
- Zapomniałam czegoś z pokoju, i musiałam się wrócić.
--- Po lekcjach ---
Próbowałam jakoś uniknąć Kate po dzwonku ale sie nie dało. Od razu złapała mnie za ramię, i zaciągnęła na najbliższą ławkę. Gestem wypędziła grupkę uczniów przy nas. Od razu wypytywała o Kyoyie. Wzięłam głęboki wdech
- To długa historia...
- Ale ja mam czas - odparła dziewczyna, przytulając mocniej Spirita.
- Było to tak, że miałam innych rodziców i nie miałam brata, ale to później. Żyliśmy spokojnie, dopóki sąsiadka nie nasłała na nas wojska, bo byliśmy inni. Gdy wojsko otoczyło nasz dom, sąsiadka podpaliła nasz dom. Sufit walił się niemożliwie, a jedna belka zgniotła mamę, i przygniotła tatę od pasa w dół. Uciekłam. Biegłam do miasteczka, oddalonego o 5 kilometrów. Ukradłam jakąś płachtę, i skuliłam się rogu jakiejś ulicy. Zasnęłam. Obudziłam się wcześnie, i usłyszałam dźwięki bitwy. Wychyliłam głowę, i ujrzałam jego. Walczył z jakimiś chłopakami, i przegrywał. Wystrzeliłam swojego bey'a, i pomogłam mu. Był strasznie wyczerpany. Zaniosłam go do domu na plecach. Zakochałam się... Mieliśmy po 10 lat. Jego mama przygarnęła mnie, ale po 2 latach oddała mnie do sierocińca, bo się przeprowadzała. Kilka dni później przygarnęła mnie dzisiejsza ciocia. W wieku 12 lat miałam amnezję, i kuracja moja trwała rok. Choroba nie chciała ustąpić, ale jednak to zrobiła. Ciocia mi wmówiła, właśnie tą historię, a ja jej uwierzyłam. Jednak prawda wyszła na jaw.
- Teraz to wszystko miało sens...
-No- odparłam, i rozejrzałam się na korytarzu.
<<Kate? Chce ci się odpisywać? :v>>
Na twarzy Kate malował się uśmiech. Osiągnęła swój cel. Włożyłam książki do torby Nike, i pociągnęłam jej rękę. W ostatniej sekundzie udało jej się złapać pluszowego lisa, i pobiegła za mną do sali. Już chciałam chwycić za nią, gdy stanęłam jak wyryta. Zaczęłam wracać do pokoju.
- Czeka, gdzie idziesz?- zawołała za mną. Odparłam że czegoś zapomniałam. Dzięki temu że jestem wampirem i umiem szybko biegać to zajęło mi to kilka chwil.
- Karus, pilnuj pokoju przed niechcianymi osobnikami- rzuciłam w stronę małego smoczka o barwie niebieskiej, który leżał na biurku. Miałam na myśli oczywiście Nick'a i jego kolegów.
Smoczek ziewnął głęboko, i poszedł dalej spać. Melchior zrobił mi przysługę(wow) i nauczyć Karusa zmniejszania się i powiększania gdy tego chce. Zamknęłam po cichu drzwi, i pobiegłam do klasy. Pociągnęłam za klamkę, i wyjrzałam. Nauczyciel szukał czegoś w torbie, a klasa gadała, i marudziła. Powoli usiadłam do swojej ławki, i patrzałam na tablicę.
- Czyli panna Sweris zaszczyciła nas swoją obecnością- odparł nauczyciel od historii patrząc na mnie.
- Zapomniałam czegoś z pokoju, i musiałam się wrócić.
--- Po lekcjach ---
Próbowałam jakoś uniknąć Kate po dzwonku ale sie nie dało. Od razu złapała mnie za ramię, i zaciągnęła na najbliższą ławkę. Gestem wypędziła grupkę uczniów przy nas. Od razu wypytywała o Kyoyie. Wzięłam głęboki wdech
- To długa historia...
- Ale ja mam czas - odparła dziewczyna, przytulając mocniej Spirita.
- Było to tak, że miałam innych rodziców i nie miałam brata, ale to później. Żyliśmy spokojnie, dopóki sąsiadka nie nasłała na nas wojska, bo byliśmy inni. Gdy wojsko otoczyło nasz dom, sąsiadka podpaliła nasz dom. Sufit walił się niemożliwie, a jedna belka zgniotła mamę, i przygniotła tatę od pasa w dół. Uciekłam. Biegłam do miasteczka, oddalonego o 5 kilometrów. Ukradłam jakąś płachtę, i skuliłam się rogu jakiejś ulicy. Zasnęłam. Obudziłam się wcześnie, i usłyszałam dźwięki bitwy. Wychyliłam głowę, i ujrzałam jego. Walczył z jakimiś chłopakami, i przegrywał. Wystrzeliłam swojego bey'a, i pomogłam mu. Był strasznie wyczerpany. Zaniosłam go do domu na plecach. Zakochałam się... Mieliśmy po 10 lat. Jego mama przygarnęła mnie, ale po 2 latach oddała mnie do sierocińca, bo się przeprowadzała. Kilka dni później przygarnęła mnie dzisiejsza ciocia. W wieku 12 lat miałam amnezję, i kuracja moja trwała rok. Choroba nie chciała ustąpić, ale jednak to zrobiła. Ciocia mi wmówiła, właśnie tą historię, a ja jej uwierzyłam. Jednak prawda wyszła na jaw.
- Teraz to wszystko miało sens...
-No- odparłam, i rozejrzałam się na korytarzu.
<<Kate? Chce ci się odpisywać? :v>>
Subskrybuj:
Posty (Atom)