Obudziło mnie szczekanie Shotto. Pies warczał mi do ucha.
- Shotto... Idź spać... - przewróciłam się na drugi bok, lecz szczekanie nie ustało. Pies ściągnął ze mnie koc i warknął.
- Shotto! Na Hadesa! Weź się uspo... - przerwałam, gdyż zauważyłam napis na ścianie. Litery były namalowane krwią, a wszystkie moje ampułki, probówki oraz flakony leżały rozbite na ziemi. Kartki oraz podarte książki walały się po całym pokoju.
- Czas na zemstę... - przeczytałam na głos. "Czyli żyje..." pomyślałam.
Zeskoczyłam z łóżka i szybko się ubrałam, narzuciłam na siebie długi płaszcz z kapturem, po czym wyskoczyłam przez okno. Ruszyłam biegiem w stronę miasta, lecz na kogoś wpadłam.
- Seishin? - usłyszałam.
- Rosco? - zdjęłam kaptur z głowy.
- Co tu robisz? - spytał.
- Pytanie brzmy co TY tu robisz? - odparłam.
- On żyje, był u mnie w pokoju i zabrał... Nieważne... - powiedział.
- U mnie też był. Wszystko zniszczył... - na samą myśl, że to co stworzyłam poszło na marne zrobiło mi się przykro, jednakże trzeba coś wreszcie zrobić z tym łowcą.
- To co robimy? Mieczem czy pięścią? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Najbierw musimy go znaleźć -odparł Rosco z grobową miną.
- A tak z innej beczki... Co Ci ukradł? To było coś cennego? - nasunęłam kaptur na głowę.
<Rosco?>