piątek, 2 stycznia 2015

Od Kate cd. opowiadania Agury

- To że to był twój pomysł nie znaczy, że ona nie jest współwinna! -Krzyczała półszeptem, w końcu to była biblioteka.
- Ale proszę pani...- jednocześnie zaprotestowaliśmy.
- Nie będziecie budzić dyrektora! Zostaniecie do rana w opuszczonej klasie. Obok mojego pokoju! - Ostatnie zdanie sykneła w moją stronę. Trudno budzić sympatię u nauczycielki W-Fu kiedy się nie ćwiczy. Chwyciła mnie mocno za nadgarstek, i zrobiła to samo z Chłopakiem. Pomyślałam o tym, że wyglądamy jak para rozkapryszonych dzieci ciągniętych przez ich mamę. Jednocześnie czułam, że z każdym krokiem pani Wea przestaje być tak rozgniewana. Nawet nie zauważyłam kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami naszej przyszłej "celi" . Nauczycielka otworzyła je a my weszliśmy do wąskiego pomieszczenia. Spojrzała na nas ostatnim nienawistnym spojrzeniem i zamknęła drzwi. I razem z chrzęstem zamka nadzieja zgasła. Odczekałam chwilę wsłuchując się w oddalające się kroki.
- Stąd też zamierzasz uciec ?
- Moje ostatnie spotkanie z Dyrektorem skończyło się tylko na pouczeniu... - Przyjrzałam się zamkowi.
- Ale Ona i tak nas widziała, rozpozna nas i do tego co mamy dojdzie jeszcze ucieczka. - W sumie nie gadał głupio. Ja już narysowałam kluczyk i otworzyłam zamek. Zastanowiłam się przez chwilę i odwróciłam się do niego.
- Nie zostawię cie tu samego. - Odeszłam od drzwi i usiadłam pod ścianą naprzeciwko niego.
- Czego szukałeś w bibliotece?

< Agura ? Oto odpowiedź na twoje wezwanie *u* >

Od Agury do Kate


Była noc. Panował mrok, bardziej pusty i ciemny niżeli w skrzyni bez dna. Leżałem na swoim łóżku i wlepiałem pusto wzrok w sufit, zastanawiając się nad dalszymi losami bohaterów z mojej ulubionej książki. Czekałem uporczywie, aż krzyki na korytarzu ucichną, zerkając co chwila na zegarek. 23:54... 23:55... 23:56... 23:56... 23:56... och, dlaczego ten czas tak strasznie się dłużył?! Z reguły byłem cierpliwy, ale czekanie od dwóch godzin na dobrą okazję przechodziło wszelkie pojęcie! 23:59... Zamarłem wpatrując się uporczywie w zegarek. Sekundy mijały tak jak by były godzinami, 3... 2... 1... 00:00! Nareszcie! Gwar na korytarzu powoli milkł... poczekałem jeszcze chwilę, po czym zeskoczyłem ze swojego łóżka, zrzuciłem szybko piżamę i przebrałem się w normalny ubiór. Narzuciłem na siebie ciepłą bluzę i wsunąłem moje puchowe kapcie. Dziwnie to musiało wyglądać, ale nie dbałem o to. Rozpaliłem świeczkę i uchyliłem drzwi rozglądając się po korytarzu. Było całkowicie ciemno. Wyszedłem ostrożnie, tak, aby nie było mnie słychać i po cichu zamknąłem drzwi. Przyspieszyłem tempa i prawie że zbiegłem po schodach. Już miałem z nich zejść, gdy nagle zobaczyłem jakieś światło na korytarzu zbliżające się w moją stronę. Natychmiast zgasiłem swoją świeczce i przykleiłem się plecami do ściany tak, aby z perspektywy nadchodzącego światła. Ono się zbliżało, a ja wstrzymałem oddech... phi... jakby to miało coś dać... To była pani Wea. Najwidoczniej miałem niezłego pecha, bo przecież to był wilkołak i miał niezawodny węch. Ona jednak przeszła obok mnie, jak gdyby nigdy nic i ruszyła dalej, zupełnie, jakbym nie istniał. Zdziwiło mnie to nieco, ale kamień spadł mi z serca. Odczekałem aż pani Wea odejdzie i ruszyłem dalej. Zakradłem się szybko do dyżurki i zwinąłem klucze od biblioteki. Jednak wychodząc zahaczyłem bluzą o krzesło, więc przewróciłem się razem z nim, a klucze wypadły mi z ręki odbijając się z głośnym brzękiem od kamiennej podłogi. Narobiłem przy tym niezłego hałasu i wiedziałem już, że jest po mnie, kiedy usłyszałem stukot szpilek pani od w-fu zbliżających się w moją stronę. Oparłem rozkrwawioną brodę o podłogę i zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie polazłem do sali od chemii i nie ukradłem eliksiru niewidzialności. Muszę się pohamować w czytaniu książek, bo jak tak dalej pójdzie, wywalą mnie ze szkoły w przeciągu tygodnia... ale zaraz! Po co ja mam swoje oczy? Mogę to wykorzystać! Podniosłem się szybko z ziemi, porwałem klucze i schowałem do kieszeni, ustawiłem równiutko krzesło i schowałem się pod blatem. Nie wiem, co ja sobie wtedy wyobrażałem... że nie znajdzie mnie w tak dziecinnie prostym miejscu? Chociaż? Z drugiej strony, to gdzie indziej niby miałem się schować? Już zobaczyłem migające światło nauczycielki. Na moim czole pojawiła się kropla potu. Myśl, myśl, Agura! Na pewno coś wykombinujesz! Nie... to była sytuacja bez wyjścia. Nie było innej opcji. Jak nic wyląduję u dyrektora za włóczenie się w nocy po korytarzu, chociaż uczniowie mają zakaz. Gdy nagle usłyszałem zbawienny głos.
- Pst!
Zdziwiłem się niezmiernie i nie miałem pojęcia o co chodzi.
- Pst! Tutaj, na dole! - odezwał się znów głos. Spojrzałem w dół. Zobaczyłem, że "kawałek" podłogi jest osunięty. Zamrugałem oczami. Czułem się zupełnie otępiały.
- Co mam zrobić? - szepnąłem, jak tylko najciszej mogłem. Nauczycielka była coraz bliżej. Poczułem jak coś skręca mi się w żołądku. Usłyszałem jej głos.
- Uczniu! Dosyć tego! Wyłaź stamtąd! Nie ukryjesz się, wiem, że tam jesteś!
- Właź do środka! - syknął głos z podłogi. Nie miałem innego pomysłu, więc z trudem wgramoliłem się przez ciasny otwór w podłodze. Była to jakaś dziura. W środku panował mrok. Zobaczyłem tylko ciemny zarys jakiejś osoby, która wspięła się i zasunęła za sobą klapę. Na górze dało się słyszeć tylko pomruk zdenerwowanej pani Wei która po chwili narzekania odeszła.
- Możesz już zapalić światło. - powiedział delikatny dziewczęcy głos. - Droga czysta.
- Nie wziąłem zapalniczki. - mruknąłem zawstydzony, a po chwili dostałem po głowie. - Ał... za co?
- Ciszej! Może ona jeszcze tam siedzi! - syknęła dziewczyna z niezadowoleniem.
- Tak w ogóle to... - zacząłem, ale ona zatkała mi usta ręką.
- Ciii! Pogadamy, jak wyjdziemy!
Po chwili chwyciła mnie za rękę i pociągnęła wgłąb ciemnego i dusznego korytarza. Okropnie zalatywało tam spalenizną, a mi kręciło się w głowie. Po kilku zakrętach i dłuższym marszu dziewczyna wspięła się na drabinkę, osunęła kafel i wyszła z gracją na zewnątrz. Ja również się wygramoliłem, po chwili spostrzegłem, że jesteśmy w bibliotece. Bardziej jednak przykuła moją uwagę rozbawiona dziewczyna w szlafroku nocnym. Miała głębokie, ciemne, piękne, szczere oczy, szatynowe włosy związane w dwie kokardki i wyglądała tak, jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem.
- Jesteś nowy, prawda? - zapytała rozbawiona.
- No... tak, ale...
- Widać. Nic dziwnego, że się jeszcze nie znamy. - Popatrzyła na mnie krytycznie, po czym usiadła na krześle, a ja uczyniłem to samo.
- Dlaczego mi pomogłaś? - zadałem pytanie, które dręczyło mnie już od dłuższego czasu.
- Bo taki miałam kaprys. Nowym trzeba pomagać, bo nie potrzebnie pakują się w kłopoty i nie wiedzą, że pani Wea jest nie do przejścia, jeśli nie zna się tajnych przejść. - powiedziała zadziornie. - No i w dodatku wywracają się przy pierwszej lepszej okazji...
Popatrzyła z wyrzutem na mój podbródek. Zaczerwieniłem się lekko i ukryłem twarz w mojej bluzie.
- Już mi tak tego nie wypominaj... - westchnąłem. - Dzięki.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym dodała: - Wciąż nie poznałam twojego imienia...
- A, no racja... Agura jestem... - chrząknąłem.
- Agura? A czy to nie jest babskie imię? No, nie ważne, jestem Katherine, ale możesz mówić mi Kate. A, jeszcze jedno. Dzisiaj ci się upiekło, ale jeśli dzisiaj miałeś lekcje wychowania fizycznego, a jutro też masz mieć, to masz przechlapane, bo po twojej rozwalonej brodzie Wea na sto procent będzie wiedziała, kto wczoraj narobił tyle rabanu w dyżurce...
Zapadła chwilowa cisza. W końcu znalazłem się w bibliotece więc wypadałoby z tego skorzystać. Wstałem i wziąłem książkę którą właśnie czytałem. Nazywała się "Tomb"... taaak... bardzo ciekawa nazwa. Jednak nawet nie zdążyłem z powrotem usiąść, gdyż do biblioteki wparowała pani Wea. Zamarłem w bezruchu. Kate rozdziawiła usta. Poczułem jak moje serce łomocze chcąc wyrwać się z klatki piersiowej i uciec gdzieś, chen... byle by nie stać przed nauczycielką w-fu.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że was tu znajdę! Nie sądziłam, że będzie was aż dwójka, w tym Kate, ale i tak was mam. Już mi nie uciekniecie! Ha! Wiedziałam, że nie jestem wcale stara, ani nie mam problemów ze słuchem! Co? Pewnie nasza droga Katherine zaplanowała nocny wypad do biblioteki, hm?
- To drzwi były otwarte? - mruknęła Kath, ale najwidoczniej pani Wea tego nie usłyszała. Ja jednak się zdenerwowałem.
- Proszę pani... yy... to wcale nie była wina Katherine, tylko moja. Ja ją na to namówiłem, chociaż wcale nie chciała. Przepraszam, wiem, że źle postąpiłem, ale niech pani nie miesza w to tamtej uczennicy.
- Co ty wygadujesz? - Katherine szepnęła mi do ucha.
- Uratowałaś mnie, a ja nie mam zamiaru, żebyś ty płaciła za moje błędy. - odparłem stanowczo.

<Katherine? Zaintrygowała mnie Twoja osoba, więc postanowiłem napisać ^^>

Od Aithne cd. opowiadania Natsuki

Zatrzymałam się w pół kroku. Natsuki też musiała coś wyczuć, bo bezszelestnie mnie wyminęła. Nim zdążyłam choćby mrugnąć, zniknęła, za to dało się usłyszeć odgłosy gonitwy. Gdy na polanie zapadła cisza wyszłam spomiędzy drzew i podeszłam do martwego jelenia.
- Zjesz na miejscu, czy bierzemy na wynos do uniwersytetu? - zapytam, a Natsuki się zaśmiała.
- Lepiej zjem tutaj, ale zostawię coś dla Twojego kwiatuszka.
- Raczej krwiożerczej bestii. - prychnęłam, przypominając sobie sytuację z przed kilku dni.

***

Stałam oparta o parapet okna i przyglądałam się lasowi skąpanemu z popołudniowym, złocistym świetle. Nagle tuż obok mojej dłoni wylądowała jaskółka, przechylając zaciekawioną głowę i przyglądając mi się czarnym, paciorkowatym okiem.
- Cześć, słodziutka. - szepnęłam i pogładziłam ją po gardle. Zadowolona uniosła wyżej głowę i przymknęła oczka.
Zobaczyłam jakiś ruch po swojej lewej stronie, ale nie zdążyłam w porę zabrać stworzonka z pola widzenia Cierciwa. Gdy spojrzałam w jego stronę, roślinka w najlepsze kołysała się w doniczce, przeżuwając kolację. Przymrużyłam oczy i odwróciłam się w jej stronę.
- Nie dostaniesz jutro śniadania. - wysyczałam, ale po chwili zastanowienia stwierdziłam, że ptaszyna była dość obfitym posiłkiem, więc dodałam: - Ani obiadu. I kolacji też nie dostaniesz. - powiedziałam, po czym ostentacyjnie odwróciłam się do niej plecami i zajęłam studiowaniem książek o magii celtyckiej. Cierciw zatrząsł się z oburzenia i wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos. Po brzmieniu wywnioskowałam, że znaczyło to coś mało pochlebnego.

***

- W takim razie chyba się dogadamy. - stwierdziła Natsuki, pokazując kły. Od razu zrozumiałam aluzję i zaśmiałam się cicho.

< Przepraszam. Naprawdę bardzo przepraszam. Długo mnie nie było. Weny nadal brak, aczkolwiek kocham akcje Aithne i Mrocznego Cierciwa. Krwiożercze kwiatki rządzą! >

Od Metro cd. opowiadania Seishin

Szarpnęłam furtkę bramy i wyszłam na zewnątrz. Wiał wiatr i zacinała mrzawka, ale dało się wytrzymać. Małe, kłujące kropelki deszczyku wciskały się pod kaptur. Ech... po chwili zza chmur wyjrzało blade słońce, a deszcz ustał. Seishin najwyraźniej dobrze się bawiła skacząc po kałużach. Była ubrana tylko w cienki sweter i nie wyglądała jakby było jej zimno.
- Co ty taka niemrawa? - wsadziła buta w kałużę i chlapnęła w moją stronę.
- Zimno mi – mruknłam.
- Co?! Cieplutko jest.
- Ty nie sterczałaś dziesięć minut przed uniwersytetem – odparowałam.
Zapadła cisza. Po chwili Saishin zawołała:
-Widzisz tą knajpę? - wskazała niewielki budynek. - Jej właściciel jest strasznie nerwowy. Może troszkę się z nim podroczymy?
Uśmiecnęłam się lekko.
-Czemu by nie?
Ruszyłyśmy w tamtą stronę. Seishin otworzyła gwałtownie drzwi i rzuciła swój sweter na wieszak.
- Ach, dzieńdobry – uśmiechnęła się do gospodarza.
Uśmiechnęłam się lekko. To bęfzie niezły cyrk.
<Seishin? Sory, że tak długo czekałaś *.*>