Ukryłam się za rogiem. Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło, że posłuchałam Rosco i zostawiłam go samego na polu walki.
"Tchórz z ciebie, Seishin!" skarciłam się w duchu, gdy chłopak podszedł do mnie kulejąc na jedną nogę.
- Miniek, bawił się ogniem - zaśmiał się, lecz mi nie było do śmiechu.
- I oto kolejny raz mój przybrany ojciec nie miał racji mówiąc, że noszenie przy sobie tych wszystkich maści i mieszanek nie ma sensu - wyjęłam mały, turkusowy flakon zdobiony rysunkami fiołków. Skropiłam trochę poparzenie i sprawnie owinęłam nogę chłopaka bandażem.
- Za kilka godzin wszystko wróci do normy - powiedziałam.
- To dobrze - odrzekł.
- Chociaż ja bym jeszcze przemyślała tę sprawę, bo popatrz jakie są plusy! Nie musiałbyś ćwiczyć na w-fie - odparłam.
- Niezły pomysł - zamyślił się.
- A tak na marginesie... Gdy walczyłeś z Mińkiem, znalazłam wyjście z tego labiryntu - pchnęłam drzwi obok, a naszym oczom ukazały się schody na powierzchnię. Nie zwlekając dłużej wyszliśmy z podziemi.
<Rosco?>