niedziela, 25 stycznia 2015

Od Marshall'a cd. opowiadania Tamary (+18)

Powtórnie przycisnął ją do ściany. Zaczął ją całować po całym ciele. Ich oddechy przyśpieszyły. Sami osunęli się na ziemię. Chłopak wpatrywał się w jej włosy, które układały się na podłodze jak długie wstęgi. Zbliżył twarz do jej ucha.
-Jesteś piękna.- szepnął, a jego usta wędrowały przez jej szyję do piersi.
Tamara wplątała jedną rękę we włosy Marshalla, a drugą wbijała paznokcie w jego plecy. Ciche jęki roznosiły się po schowku.

* * *

Siedzieli wygodnie na podłodze już do połowy ubrani.
- Musimy iść na lekcje?- mruknął przyjemnie otulając ją.
-Chyba tak.
-No wiesz i tak już prawie minęła.- cmoknął ją w czubek głowy i zmierzwił, już i tak rozczochrane, włosy.
Uśmiechnęła się nieznacznie i oparła się o jego klatę.
-Możemy tu jeszcze chwilę zostać, ale potem idę do pokoju. Chcę znaleźć inny stanik, ten mi zniszczyłeś.- pocałowała Marshall'a.
Posiedzieli niecałe kilka minut. Stwierdzili, że jak wróci woźny i nie będzie mógł otworzyć schowka to, tak, czy inaczej będą mieli kłopoty. Wyszli potajemnie.
-Poczekam na ciebie przy schodach.
-To do zobaczenia.- musnęła jego policzek i uciekła w stronę swojego pokoju.
Na twarzy chłopaka zawitał uśmiech.
<Tami? Wolałem to pisać w 3 os. ; p >

Od Seishin cd. opowiadania Rosco

- Zazwyczaj odgryza rękę w całości... - wydukała zaskoczona, patrząc na swojego piekielnego psa. Zachowywał się dziwnie... Aż za dziwnie...
"Czyżby Rosco był zaklinaczem bestii?", pomyślała.
- Co tak na mnie patrzysz jak na wariata? - spytał niebiesko-włosy, najwidoczniej lekko speszony.
- Nic, tylko to trochę dziwne, że Shotto Cię nie zaatakował i jeszcze dał pogłaskać - odparła, przenosząc wzrok na demonicznego pupila.
- Magiaaaaa - odrzekł Rosco, uśmiechając się zadziornie.
- Dobra, chodź, Magiku - przewróciła oczami i powlekła się korytarzem przed siebie, za nią podreptał Shotto. - Hmmm... Magik... Ładnie! Od dziś to Twój nowy pseudonim! - roześmiała się. W odpowiedzi uzyskała tylko ciche prychnięcie.
- Już się tak nie bulwersuj, "Rosco senpai", jesteśmy - wskazała na drzwi do biblioteki.

<Rosco senpai? Ja też nie wiem przed kim masz mnie ratować XDD>

Od Seishin cd. opowiadania Tresh'a

Skrzywiła się, unosząc jedną brew do góry. Myślała, że zaraz zza krzaków wyskoczą jacyś kamerzyści, a ktoś wrzaśnie "mamy cię!". Chociaż w jej głowie istniała jeszcze myśl, że wypił jakąś dziwną krew i teraz gada od rzeczy.
- Weź się przyznaj i powiedz co piłeś - skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. - Może ta moja krew Ci zaszkodziła?
Dziewczyna wyrwała się Thresh'owi i stanęła naprzeciw niego, ciągle się krzywiąc. Shotto zadowolony, że jego pani jest bezpieczna, podszedł do niej. Po drodze warknął na wampira.

<Thresh? Sorki, że takie krótkie...>

Od Sonayi do Seishin

Szłam sobie okolicą. Wyjechałam. Musiałam wyjechać, odejść. To mnie przerosło. To wszystko to za dużo dla mnie. Wjeżdżając z rodzicami do dawnego miasta wszystko mi się przypomniało. Te wszystkie chwile, tak bardzo tęskniłam za wieloma osobami...
No właśnie. A Seishin, Elian? Jak oni sobie radzą? Te pytania zajmowały mnie przez resztę dnia. Wyjechałam, nikomu nic nie powiedziałam... No ale co ja mogłam?
-Jesteśmy na miejscu. - z zamyśleń wyciągnął mnie mój ojciec, który poinformował mnie, że już jesteśmy na miejscu.
- Dobrze... ja... chyba się przejdę...
- Gdzie?
- Idę na spacer. - wysiadłam energicznie i skierowałam się w stronę lasu. Nie mogłam już wytrzymać. Wyjechałam zostawiając wszystkich, a teraz? Powtórka z rozrywki?
Szłam szybko, wpadając na kogoś. Wstałam i uśmiechnęłam się.
- S... Sonaya?! - moja siostra uśmiechnęła się promiennie widząc mnie, jednak widziałam w niej zakłopotanie...
- Mhm... - mruknęłam przytakując.
- Ty... Co oni z tobą zrobili? Jak ty wyglądasz.... - siostra zlustrowała mnie z góry na dół.
- Też się ciesze, że Cie widzę. - wypaliłam, ups...
- Zmieniłaś się.
- Troszkę...
- Pójdziesz gdzieś ze mną? - zapytałam, tyle nieznanych twarzy... pewnie wiele osób przyjechało jak mnie nie było... faktycznie...
- To znaczy?
- Nie wiem, dużo się zmieniło. Chciałabym ogarnąć już pamięcią to miasto. Jeśli nie masz czasu to zrozumiem.
<Siostruniu? :3 >

Od Aiko cd. opowiadania Seishin - " Idziemy zabić Reiko :3"

Seishin z trudem zagadywała anioła, próbując go zabić. Schowałam się za niskimi krzaczkami, z trudem wciskając głowę tak, by nie wystawała. Reiko był zafascynowany słabymi atakami ze strony demonicy. Zaśmiałam się cicho, patrząc na to. Zapomniałam o uczuciach, jakie mogła czuć Sei. NAJWAŻNIEJSZE BYŁO ZAPIĆ TEGO REIKO. Wstałam powoli, próbując nie zwracać na siebie uwagi, ale po prostu chyba byłam niewidzialna. Stałam za odwróconym chłopakiem, a on stał jakby gdyby nic, i przekomarzał się z Seishin.
Podeszłam do niego, i rękoma złapałam go za szyję. Ten próbował się wyrwać, nawet wleciał lekko do góry, ale nie mógł tego zrobić. Wbiłam kły w szyję, a potem w rękę. Trutka powinna działać, i zabić go w 5 minut.
- Czyli ty też chcesz mnie zabić?- zapytał, a ja go wyrzuciłam do przodu w stronę koleżanki.
Ta podniosła go, i wbiła mu ostrze prosto w serce. Polała się krew(a raczej keczup <,<). Horigome leżał na ziemi nieprzytomny już, i łapał się za zranione miejsce. Ręce miał strasznie zakrwawione.
- Zemszczę... Kiedyś- szepnął, i... Chyba umarł. Demonica kopnęła go jeszcze, ale nie zwinął się z bólu. Nie było żadnej reakcji.
- Czekaj, jeszcze mu skrzydła odetnę...Anioł bez skrzydeł...- uśmiechnęłam się szeroko, i wzięłam moją maczetę. Już miałam to zrobić, gdy niewidzialna siła odepchnęła mnie do tyłu. Był to Oberon, który wytworzył pole elektromagnetyczne(chyba tak to suę nazywa), a Ofelia odepchnęła Seishin. Nazoidy zabrały chłopaka, i zapadły się pod ziemię.
- A niech to szlag!- krzyknęłam, i tupnęłam nogą.

<< Sei? ;3>>

Od Melchior'a cd. Seishin

- Mi pasi ten Sosnowiec- odparłem, i złapałem dziewczynę za ręke. Po chwili byliśmy w jakimś dziwnym małym miasteczku, pełnym sklepów. Domy brzydkie, szkoły pomazane. Zacząłem śpiewać The Coconut Song.
- To co? co najpierw?- zapytała demonica, a ja wskazałem tłum ludzi gadających o jakimś Tusku. A drugi tłum obok nich gadał o Putinie. Inaczej niż u nas, w uniwersytecie.
- Mam lepszy pomysł- Sei uśmiechnęła się demonicznie, a ja nie wiedziałem, że chce na nich zrzucić mini bombe atomową. Minęło kilka chwil, dopóki jej klątwa nie zadziałała. Dziewczyna zabrała mnie do Hadesu, i pokazała co się dzieje nad nami. Oprócz Sosnowca został zniszczony jeszcze Radom.


<<Seishin? Co dalej robimy?>>

Od Aiko cd. Seishin- ''Idziemy zabić Reiko ;3''

Seishin z trudem zagadywała anioła, próbując go zabić. Schowałam się za niskimi krzaczkami, z trudem wciskając głowę tak, by nie wystawała. Reiko był zafascynowany słabymi atakami ze strony demonicy. Zaśmiałam się cicho, patrząc na to. Zapomniałam o uczuciach, jakie mogła czuć Sei. NAJWAŻNIEJSZE BYŁO ZABIĆ TEGO REIKO. Wstałam powoli, próbując nie zwracać na siebie uwagi, ale po prostu chyba byłam niewidzialna. Stałam za odwróconym chłopakiem, a on stał jakby gdyby nic, i przekomarzał się z Seishin.
Podeszłam do niego, i rękoma złapałam go za szyję. Ten próbował się wyrwać, nawet wleciał lekko do góry, ale nie mógł tego zrobić. Wbiłam kły w szyję, a potem w rękę. Trutka powinna działać, i zabić go w 5 minut.
- Czyli ty też chcesz mnie zabić?- zapytał, a ja go wyrzuciłam do przodu w stronę koleżanki.
Ta podniosła go, i wbiła mu ostrze prosto w serce. Polała się krew(a raczej keczup <,<). Horigome leżał na ziemi nieprzytomny już, i łapał się za zranione miejsce. Ręce miał strasznie zakrawione.
- Zemszczę... Kiedyś- szepnął, i... Chyba umarł. Demonica kopnęła go jeszcze, ale nie zwinął się z bólu. Nie było żadnej reakcji.
- Czekaj, jeszcze mu skrzydła odetne...Anioł bez skrzydeł...- uśmiechnęłam się szeroko, i wzięłam moją maczetę. Już miałam to zrobić, gdy niewidzialna siła odepchnęła mnie do tyłu. Była to Ofelia, która wytworzyła pole elektromagnetyczne, a Oberon odepchnął Seishin. Nazoidy zabrały chłopaka, i zapadły się pod ziemię.
- A niech to szlag!- krzyknęłam, i tupnęłam nogą.
<< Sei? ;3>> 

Od Seishin cd. opowiadania Melchior'a

- Tak, ja - odparł ów chłopak, wstając z ziemi. Seishin zmierzyła go wzrokiem od stóp po głowę. Był wysoki, chyba jak większość facetów, których znała. Rozczochrane, brązowe włosy opadały na szmaragdowe oczy chłopaka. Na policzkach i dłoniach było jeszcze widać ślady krwi.
- Lepiej się wytrzyj, bo jakiś policjant się uczepi - rzuciła szatynowi chusteczkę. - Jestem Seishin, a Ty jak się zwiesz, Bestio?
- Melchior - powiedział sucho, wycierając twarz z czerwonych plam.
- Miło mi. Właśnie zamierzałam rozwalić jakieś miasto, a skoro jesteś takim dobrym "rozwalaczem" to może razem zrobimy zamęt? Co powiesz na Las Vegas? - zaczęła się bawić jednym ze swoich sztyletów.
- A może Sosnowiec? - oddał blondynce chustkę.
- Jestem za - oczy dziewczyny zalśniły krwawym blaskiem, a usta ułożyły się w zadziorny uśmieszek.

<Melchior? Rozwalamy Sosnowca? XD>

Od Melchiora cd. opowiadania Anarchii

Bez namysłu rzuciłem się na stwora, i odepchnąłem go od mojej dziewczyny(no powiedzmy że dziewczyny ;3). Poturlałem się obok katany wampirzycy. Wziąłem duży rozpęd, i wskoczyłem na brzuch białej kuli. Wbiłem broń w sam środek podbrzusza, i pociągnąłem w dół. Ze środka wyleciały bebechy, i płynęła krew strumieniami. Byłem cały ubabrany, ale zabiłem bestię w obronie dziewczyny. Wyczyściłem katanę, i wsadziłem na swoje miejsce. Anarchia była dalej nie przytomna. Wziąłem ją na ręce, i podszedłem do małego strumyczka. W krzakach znowu coś zaszeleściło, ale tym razem z nich wyszły małe dziwne ptaszki, i patrzały na mnie zdziwione.
- No co?- burknąłem, i wsadziłem rękę w wodę. Podniosłem ją, i polałem kilkoma kropelkami czoło towarzyszki. Sprawdziłem jej tętno. Żyła, a serce waliło jak szalone. Adrenalina zrobiła swoje. Cmoknąłem ją w czoło, i położyłem na miękkiej trawie. Jęknęła cichutko, ale jej oczy nie otworzyły się. Wstałem, zdjąłem koszulkę, spodnie, i buty i wszedłem powoli do strumyczka. Słońce o dziwo prażyło. Zanurzyłem się cały, i obmyłem. Cały śmierdziałem, a na ramionach były kawałki mięsa. Kiedy wyszedłem, zobaczyłem że Anarchia miała otwarte oczy, i patrzała na mnie(miałem gacie <,<)

<< Anarchio? Co teraz poczniemy?>>

Od Kate cd. opowiadania Kaen'a

- Dobra wybaczam ci. - Uśmiechnęłam się, chłopakowi humor też się chyba poprawił.
- Przynajmniej nie musiałam słuchać wrzasków Septumbry.
- Tej pierdolniętej... ? - Już od kilku tygodni chodził do uniwersytetu, więc musiał ją spotkać
- Tak, tej pierdolniętej.- Nie śpieszyłam się, dzisiaj nie było lekcji. Odsunęłam głowę przed przelatująca plastikową butelką, do połowy wypełnioną wodą. Chłopaki ze starszych klas nie mogąc wyjść na dwór, grali w szkole. Zdarzały się już przypadki kiedy butelka trafiła komuś w bok, między nogi, w rękę... ale jakoś nigdy w głowę. Kilka razy butelka się rozszczelniła wylewając swoją zawartość na pobliskich uczniów. Ale nadchodziła wiosna. Wskazywał na to m.in. topiący się śnieg, który tworzył niezbyt przyjemną paćkę i malutkie strumyczki błyszczące w słońcu.
- Masz jakieś plany na dziś ? - Kaen spytał pochłaniając drugą parówkę (hehe parówkę ^^ )
- Może wyścig wózków inwalidzkich i sklepowych wieczorem. A co ?

<Kaen? Kasiaczeq zachorował (>o<) >