- Rosco! - krzyknęłam przestraszona. Z jego pleców wystawał sztylet z czaszką na rękojeści. Przykucnęłam i zaczęłam nerwowo sprawdzać kieszenie płaszcza. Niestety wszystkie zioła oraz wywary skończyły wdeptane w podłogę.
Ostatnim ratunkiem okazała się niewielka ampułka z płynem, który ledwo starczył na dwa łyki.
- Oby zadziałało... - mruknęłam pod nosem i wlałam wodę do ust chłopaka. Skrzyżowałam palce modląc się, aby taka dawka obudziła go. I rzeczywiście nie trzeba było więcej. Rosco powoli otworzył oczy.
- Koniec balów w piekle, czas wracać do żywych - powiedziałam.
- Co się stało? - spytał.
- Łowca... - szepnęłam.
- Znowu, chodźmy zanim ponownie zaatakuje - Rosco wstał chwiejąc się.
- Tak - ruszyłam za chłopakiem, lecz i ja po chwili poczułam ból w okolicach kręgosłupa. Odwróciłam głowę, ujrzałam czarną strzałę.
- Rosco... - wyszeptałam, po czym upadłam, oparłam się rękoma. Moja twarz pobladła, a oczy poszarzały. Czułam jak moja energia wypływa z duszy i zostaje zamknięta w niewielkim pudełku łowcy. Słyszałam szepty w głowie: "Twoje moce należą teraz do mnie".
- Odebrał mi zdolności magiczne - powiedziałam ochrypłym głosem - Zostałeś tylko Ty...
<Rosco? Zostałeś tylko Ty...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz