Czekałam w napięciu aż pięść mężczyzny wyląduje na mojej twarzy, jednak coś (lub ktoś) przemknęło między nami, odpychając nas. Skorzystałam z okazji i przyłożyłam napastnikowi z buta (z buta wjeżdżam, jednym strzałem wyłamuję zamek XD). Skulił się pod naciskiem podeszwy i wypluł krew.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - wytarł wargi, po czym podszedł do Aithne i chwycił ją za kołnierz kurtki.
- Albo ją puścisz... - zaczęłam.
- Albo co? Co mi zrobisz? - zaśmiał się szyderczo.
- Mam cię dosyć - wycelowałam w mężczyznę pięścią, lecz ten złapał moją rękę i wykręcił ją. Syknęłam z bólu.
- I co? Mówiłem, mnie się tak łatwo nie pozbędziesz - mruknął.
- A nas tak łatwo nie pokonasz - warknęłam - Nie myśl sobie, że nie uciekniemy.
- Seishin ma racje, są dla ciebie za silne - odezwał się męski głos. Rozejrzałam się nerwowo dookoła, ale nikogo nie zauważyłam, czułam czyjąś obecność, chłód, który zwykle towarzyszy duchom czy zjawom.
- Lepiej nie zadzieraj z demonami, ich przyjaciółmi oraz sojusznikami - zerwał się silny wiatr. Okna oraz szklane butelki popękały. Puszki i beczki uniosły się ponad ziemię, a w kącie zaczął formować się jakiś kształt. Wyszedł z cienia, ukazując twarz. Był półprzezroczysty, na dodatek emitował szarym, bladym światłem.
- Puść je - warknął. Napastnik stał sparaliżowany i patrzył na ducha. Jąkał się, mamrotał coś, ale nie mógł się ruszyć.
- Baran - mruknęłam i wysunęłam swoją rękę z dłoni mężczyzny, aby następnie uderzyć go w brzuch - Aithne! Wszystko gra?
<Aithne? Wena wróciła, ale teraz pojechała na Hawaje, to się nią nacieszyłam. ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz