- Rosco! - wyrwałam się łowcy kalecząc szyję, jednak nie na tyle, aby umrzeć.
- Głupia! - wyjął z płaszcza pistolet i zanim się zorientowałam, leżałam na ziemi we krwi. Powoli zamykały mi się oczy. Traciłam świadomość i w końcu zasnęłam.
***
Siedziałam skulona wśród nieskończonej ciemności. Moje blade dłonie zaczęły pokrywać się czarnymi pnączami cierni. Na szyi ukazał się łańcuch i powoli zaciskał się coraz mocniej. Brakowało mi tchu, jednak nie miałam siły, aby rozerwać łańcuchy.
I nagle... Rozkruszyły się, a ciemność, niczym szkło stłukło się i spadło w dół. Poczułam jak ciernie ustępują, a siły wracają.
Uniosłam głowę, przede mną stał Hades. Patrzył na mnie z politowaniem w oczach, ale wyczułam też nutkę zawodu.
- Wróć, to jeszcze nie jest twój czas... - powiedział i machnął dłonią. Obudziłam się w tej samej starej fabryce, w której zostałam postrzelona. Może i we śnie odzyskałam siły, lecz tutaj one wszystkie odpłynęły. Leżałam wpatrzona w mężczyznę siedzącego obok Rosco. Nie widziałam kto to był, gdyż moje oczy zaszły mgłą. Chciałam coś powiedzieć, jednak struny głosowe się zbuntowały i słychać było tylko cichy jęk.
W końcu mężczyzna zauważył, że mu się przyglądam. Podszedł do mnie i powiedział:
<Rosco? I co mi powiedział?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz