Zgubiłem ją.
- Woooops! Mówi się trudno.... - Postanowiłem połazić bez celu. Tak bardzo musiałem porobić Nic. Na papierosy też nie miałem ochoty. A podpalanie to już inna sprawa. Dojrzałem rudzielca łażącego między drzewami (Spróbuj nie zauważyć tej oczojebnej czupryny ). Skradłem się do niej i skoczyłem.
- Tu się ukrywa mój Rudy Partyzant !
- Mwaaaah! Puszczaj! - Trzymałem ją z tyłu (albo od tylca, jak kto woli) krępując jej ruchy.
- Oooo nie Rudziku, mówiłem, że cie ku*wa dorwę...
- Puszczaj mnie ty popie*dolony Debilu ! - Leżeliśmy tak jeszcze chwilę.
- Ehh.... Masz zamiar mnie puścić?
- Dzisiaj? Może.... - Puściłem i poczochrałem mojego Rudzika.
<Rudziku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz