Leżałam na zimnej ziemi. Nie do końca jeszcze do siebie doszłam. Rana, którą zrobił mi ten królik strasznie piekła. Usłyszałam dźwięk poruszającej (wat? XD) się wody. Odwróciłam głowę w tamta stronę i ujrzałam kapiącego się w rzece Melchiora. Aż mi się gorąco zrobiło (beka, chyba ktoś mi czegoś do kolacji dosypał xd). Jego ciało było doskonale. Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam moja zniszczona sukienkę.
-Cholera -powiedziałam pod nosem. Powoli wstałam z ziemi i podeszłam do brzegu rzeki. -Dasz mi się napić? Moje rany mogą się zregenerować -nic nie odpowiedział.
Wyszedł z wody, wytarł włosy o swoja koszule i podszedł do mnie. Wziął mnie na ręce (Anarchia taka mała :'<) i pochylił głowę w lewa stronę.
-Smacznego -wbiłam kły w jego skore.
Wypiłam troszkę "szkarłatnego napoju", po czym oderwałam się od niego. Moje rany zaczęły się regenerować.
-Dziękuję -pocałowałam go lekko w usta.
<Halo, halo. Ksiądz się bawi, a ja pisze opowiadania. Ciotkę pozdrawia. Lofki foreverki. Melchiorku... Bulbozaurze najukochańszy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz