środa, 28 stycznia 2015

Od Anarchii cd. opowiadania Melchiora

Leżałam na zimnej ziemi. Nie do końca jeszcze do siebie doszłam. Rana, którą zrobił mi ten królik strasznie piekła. Usłyszałam dźwięk poruszającej (wat? XD) się wody. Odwróciłam głowę w tamta stronę i ujrzałam kapiącego się w rzece Melchiora. Aż mi się gorąco zrobiło (beka, chyba ktoś mi czegoś do kolacji dosypał xd). Jego ciało było doskonale. Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam moja zniszczona sukienkę.
-Cholera -powiedziałam pod nosem. Powoli wstałam z ziemi i podeszłam do brzegu rzeki. -Dasz mi się napić? Moje rany mogą się zregenerować -nic nie odpowiedział.
Wyszedł z wody, wytarł włosy o swoja koszule i podszedł do mnie. Wziął mnie na ręce (Anarchia taka mała :'<) i pochylił głowę w lewa stronę.
 -Smacznego -wbiłam kły w jego skore.
Wypiłam troszkę "szkarłatnego napoju", po czym oderwałam się od niego. Moje rany zaczęły się regenerować.
-Dziękuję -pocałowałam go lekko w usta.

<Halo, halo. Ksiądz się bawi, a ja pisze opowiadania. Ciotkę pozdrawia. Lofki foreverki. Melchiorku... Bulbozaurze najukochańszy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz