- Sonaya... co chcesz zrobić?
- Hm... co... ja? Przecież ja bym muchy nigdy nie skrzywdziła... nigdy... - mówiąc to robiłam wielką górę śniegu za Frey'em.
- Tak, tak. Bo ty jesteś takim aniołkiem... - mówił z lekką ironią.
- No sam widzisz... a właśnie coś jest za tobą...
- Nie dam się na to Sona...
- Skoro nie... - w pewnym momencie rzuciłam wielką górę śniegu na chłopaka. Frey wstał otrzepując się.
- Czy ty zwariowałaś?! - gdy już wstał byłam schowana za jednym z drzew, wiedziałam co może on mi zrobić.
- Sonaya... hm... gdzie jesteś... - mówił Frey chodząc i rozglądając się. W pewnej chwili nie mogłam się oprzeć i rzuciłam w niego śnieżką. Chłopak jednak nie zorientował się z której strony dostał.
<Frey? Tylko mi nic nie rób D: XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz