- Mina pani Wei - bezcenna! - wyjąkałam przez śmiech.
- Septumbra jeszcze lepsza! - powiedział rozbawiony chłopak. Śmialiśmy się jeszcze dobre 6-7 minut. Dalej nie mogłam zapomnieć zaskoczonych oczu belferek.
- No dobra, już... Spokój... - ochłonęłam, lecz potknęłam się i runęłam na podłogę, przewracając jakieś duże, kartonowe pudełka. Rosco ponownie wybuchł śmiechem. Przewróciłam oczami, po czym zabrałam się za sprzątanie bałaganu, który narobiłam.
- Wiesz może czyja to jest klasa? - spytałam.
- Nie, a co? - powiedział zdziwiony.
- Zobacz, tu jest mnóstwo dziwnych, ale ciekawych przedmiotów - pokazałam Rosco zawartość kartonu.
- Książki? Co w tym niezwykłego? - spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Nie tylko - położyłam na stole srebrny sztylet, który emitował białym światłem, małą pozytywkę z dziwnymi symbolami oraz niewielkie lustro w złotej ramie.
Wzięła do ręki sztylet. Dotknęłam palcem koniec ostrza. Upuściłam go przestraszona. Na palcu pojawiła się rana, a krew, która z niej wyciekła zaczęła się formować w jakiś kształt, jednak nie to mnie zdziwiło, lecz to, iż dotknęła ostrza tylko opuszkiem palca, a w miejscu zetknięcia, powstało całkiem spore obrażenie, które z każdą chwilą stawało się coraz większe.
Przyglądałam się temu zjawisku ze strachem w oczach.
- Co jest z tym sztyletem? Jakaś klątwa czy coś? - spojrzałam na ostrze. Było coś na nim wygrawerowane, ale nie rozumiałam tych słów.
<Rosco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz