To już by były jakieś... - zaczęłam tonem, jakbym mówiła o miesiącach, jeśli nie o latach, ale po chwili dokończyłam z chytrym uśmieszkiem: - dwa dni.
Michael parsknął śmiechem, a ja łaskawie to przemilczałam.
- Chodźmy. Zaraz będzie dzwonek na lekcje.
- Sztuka uzdrawiania? - upewnił się.
- Prawdopodobnie. Nie chce mi się wyciągać planu. - wzruszyłam ramionami i nieśpiesznie ruszyłam w kierunku uniwersytetu.
< Michael? Wybacz, że takie krótkie, ale nie mam ani weny, ani nastroju do napisania czegoś sensownego :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz