- Może sad? - zaproponowałem.
- Dobra - podniosła się z ławki i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę ogrodu.
Słońce grzało niemiłosiernie, czułem się jak na patelni, zbawieniem okazał się chłodny wiatr, który od czasu do czasu grał na liściach drzew.
Zerwałem dwa dorodne, czerwone jabłka i podałem jedno Sin.
- Proszę bardzo - posłałem jej promienny uśmiech.
- Dziękuję - wzięła owoc.
<Sinsay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz