- Nie rób sobie ze mnie żartów, tylko biegnij! - powiedziałam. Chłopak całkowicie mnie zignorował.
Przewróciłam oczami i przyśpieszyłam. Chciałam mieć już za sobą te 10 kółek.
- Rosco! Nie ociągaj się! Seishin! Biegnij porządnie, a nie jak jakiś trup! - poganiała nas pani Wea.
***
"Nareszcie" - pomyślałam, gdy ukończyłam bieg. Rosco dotarł do punktu wyjścia zaraz po mnie.
Zdyszana usiadłam na ziemi i spojrzałam na nauczycielkę.
- Wstyd, wstyd, wstyd... - pokiwała głową.
- No co się pani nas czepia? Nie jesteśmy psami jak pani! - powiedziałam.
- Seishin, 10 okrążeń dookoła bieżni, bez marudzenia, bo jak nie... - pomachała mi przed twarzą dziennikiem z ocenami. Westchnęłam i ruszyłam na tortury.
Rosco uśmiechnął się złośliwie.
- Życzę pani, pożaru na pani głowie - mruknęłam, a moje oczy oraz oczy belferki zalśniły w tym samym czasie.
Po krótkim czasie, ktoś postawił szklaną butelkę obok dziennika. Tak się stało, że światło słoneczne przebiegło przez szkło i podpaliło kartki, a teraz kochany "skarb" pani Wei stał w ogniu.
<Rosco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz