piątek, 5 grudnia 2014

Od Aithne cd. opowiadania Seishin

Przyznam, że obudzenie się w sali chorych było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Przeciągnęłam się lekko i natychmiast poczułam dziwne, acz wielce zabawne uczucie. Pomachałam rękami w powietrzu i zrobiłam parę innych, głupich ruchów, przyprawiając połowę sali o facepalm'y. Gdy ryknęłam nieopanowanym śmiechem, dołączyła do nich cała sala, a głośne plaśnięcia dłoni o czoła przywołały panią Nasu.
- Co tu się dzieje? - spytała zaskoczona.
- Proszę pani, proszę jej coś powiedzieć, nie wytrzymam z nią dłużej. - załkała nastolatka o wyjątkowo mocnym makijażu i podłym wyrazie twarzy. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i pomachałam energicznie, krzycząc chyba coś o słoniu noszącym jej imię i tańczącym w tutejszym parku na ósmej z rzędu gałęzi drzewa znajdującego się na przeciw człowieka stojącego centralnie przy tej ze ścian fontanny, która przedstawia gąsienicę w rycerskiej zbroi walczącą z pikatchu o ostatni kawałek pizzy zjedzony w ostateczności przez mroczny płomień ogniska rozpalonego przez mój T-shirt na chmurce znajdującej się o godzinie 18:62 dnia 21 lutego centralnie nad ową fontanną. Należy wspomnieć, iż mój T-shirt miał obrazek przedstawiający Pinkie Pie w przebraniu kota przebranego za kota. Dziewczyna uniosła z pogardą brwi, odwróciła się na drugą stronę i przykryła kołderką, dodatkowo zakrywając uszy poduszką, gdy zaczęłam miauczeć.
***
- Seishin! - zakrzyknęłam radośnie, gdy przyjaciółka weszła do sali chorych. W drzwiach zatrzymała ją pani Nasu, zapewne ostrzegając przed moim fatalnym zachowaniem. Doprawdy nie wiem, dlaczego. Przecież zachowywałam się całkowicie normalnie!
- Jak się masz? - spytała, siadając na krześle obok łóżka.
- Genialnie! Widzisz tą dziewczynę, o tam? - wskazałam na osobę, z którą przeprowadziłam konwersację dzisiejszego poranka. - Ona ma herbatkę! Dlaczego ja nie? - zmarszczyłam brwi. To nie było sprawiedliwe.
- Może wolisz meliskę? - spytała, wyciągając z kieszeni woreczek wypełniony jakimś ususzonym zielskiem. A ja wiedziałam, jakim. Ha! Dlaczego wiedziałam? Bo się spytała, czy chcę m e l i s k ę .
- MELIIIIIISKAAAAA!!! - wykrzyknęłam, wyrywając jej woreczek z ręki i nabrałam szczyptę listków (Listków? Z której części tego czegoś robi się to coś do uspokajania?) na dłoń z zamiarem jej połknięcia. Szczypty listków, oczywiście, nie miałam na myśli dłoni.
Seishin wyrwała mi z ręki zarówno woreczek, jak i wytrząsnęła z drugiej listki melisy.
- Przestań. - skarciła mnie. - To się parzy, nie je na surowo.
- Parzy?! - pisnęłam i schowałam się pod kołdrę, z głową włącznie. - Ja nie lubię, jak coś parzy.
I choć nie widziałam miny Seishin, mogłam wywnioskować, że dokładnie w tamtym momencie przewróciła oczami. Usłyszałam szuranie krzesła i odrzuciłam kołderkę, zaskoczona faktem, że Seishin odchodziła właśnie od mojego łóżka.
- Seishin... - jęknęłam. - Nie zostawiaj mnie...
- Wariatko, idę tylko zagrzać wodę na meliskę! - roześmiała się.
Po chwili wróciła z kubkiem, na którego dnie osadziły się już ciemnozielone liście. Podała mi go i podszedła do pani Nasu.
- Dziękuję. - szepnęła do niej nauczycielka, najwyraźniej nieświadoma mojego dobrego słuchu.
- Za co jej Pani dziękuje? To JA mam meliskę, nie pani! - uśmiechnęłam się dumą. Bo to JA, nie PANI, miałam melisę.

< Seishin? Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. I za błędy, powtórki czy co tam jeszcze też przepraszam. Mojej Wenie chyba bardzo spodobało się na Syberii, bo zaprosiła tam też Ochotę do Pracy. No i zostałam sama  . Co do tego opowiadania, to Aithne za niedługo przejdzie... a przynajmniej powinno :') . >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz