- To prawda, kiedyś wszystko musi się skończyć. Śmierć przychodzi nagle, nie patrzy na nasze łzy czy śmiech... po prostu zabiera... zabiera co jej się należy... - podrzuciłem nóż motylkowy do góry, po czym zamyśliłem się na chwilę. To wystarczyło, abym zapomniał o ostrzu noża i chwyciłem za głownię. Z rany wyciekł drobny, szkarłatny strumień.
- Zmieńmy temat, zaczyna się robić smutno - uśmiechnąłem się.
<Sinsay? Przepraszam, że tak długo i że takie krótkie opowiadanie, ale wena mi szwankuje :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz