W milczeniu patrzyłem jak dziewczyna się o mnie martwi.
- Masz apteczkę?
- Jakoś nie zastanawiałem się nad tym, nigdy nie była mi potrzebna.- Dziewczyna przewróciła oczami.
- Powinna być pod łóżkiem.
- Stój tu .
- Uhmm... - Przytaknołem i podeszłem do drugiego końca kuchni. Wyjąłem z szafki flaszkę i wziąłem łyk.
- Napewno nie chcesz czegoś mocniejszego? - Odstawiłem butelkę. Metro wróciła z zakurzoną apteczką (i Wyłupkiem przyssanym do jej rękawa).
- Miałeś się nie ruszać!
- To nie jest oparzenie nawet pierwszego stopnia a ty już... - Zacząłem się wymigiwać.
- Chodź tu! - Podeszła do mnie, ale ja ją błyskawicznie złapałem w taki sposób jak się to robi z ludźmi mieszkającymi w pokoju bez klamek.
- Będę twoim kaftanem bezpieczeństwa :P . - Schyliłem się do jej ucha.
- Puść mnie! - Szarpneła się.
- A magiczne słowo?
- Proooszę. - Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na mnie uroczo.
- Miałem na myśli Abra-kadabra, ale też może być... - Puściłem ją.- Herbaty?
<Metro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz