Leżałem na tylnych siedzeniach czarnego BMW x6 (no bo trzeba się określić). Na uszach miałem słuchawki.
- Hold on, Holy Ghost
Go on, hold me close
Better run, here we come
It’s the day of the dead –śpiewałem razem z wokalistą. Po chwili poczułem ból na głowie. Ktoś mnie uderzył w czoło. Był to szofer. Zdjąłem słuchawki i złapałem się za bolące miejsce.
-Jesteśmy na miejscu.
-Cudownie –powiedziałem sarkastycznie.
-Twoje rzeczy są już w pokoju, paniczu –zaśmiał się. Zawsze taki jest. Nigdy nie traktuje mnie poważne.
-Pi*rdol się –wyszczerzyłem się do niego ukazując kły. Wyciągnąłem gitarę z bagażnika i wszedłem do budynku. ‘Cholera. Zapomniałem zapytać tego idioty gdzie mam iść’ Strzeliłem sobie face palma. Było południe. Akademik był pusty. Westchnąłem. Wyciągnąłem z kieszeni kluczyk z numerem pokoju. -102 tak? Te poszukiwania będą przypominały wyprawę po Św. Graala. Tyle, że taką jak w Monty Pythonie –westchnąłem. –Feel like King Arthur –rozpoczęła się moja wędrówka. Kręciłem się po szkole jakieś dwie godziny. Nikogo po drodze nie spotkałem. –Co się k*rwa dzieje?! –oparłem się o ścianę i powoli zjechałem po niej w dół. Usiadłem na ziemi. –Poczekam sobie na kogoś. Łał. Brawo. W końcu wpadłeś na jakiś ogarnięty pomysł! –założyłem słuchawki na uszy i wyciągnąłem gitarę z pokrowca. Włączyłem piosenkę pt. „S.C.A.V.A” i zacząłem grać razem z zespołem.
- When the end is getting closer
And the earth has burned the sky
Now repent 'cause it's all over
Just let me die… -zamknąłem oczy. Po chwili kiedy je otworzyłem zauważyłem czyjś cień padający na mnie.
<Ktoś :Y>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz